"Gra, w której żyjemy" trafiła do mnie przez instagramowy booktour organizowany przez Książkowe Wino. Tomik liczy zaledwie około 100 stron, więc jest do połknięcia w dwie godziny.
Spodziewałam się powieści science-fiction, tymczasem trafiłam na pseudonaukowe rozważania, przywodzące na myśl film "Matrix".
Autor sugeruje, iż znana nam rzeczywistość może być jedynie matrycą gry komputerowej a my - awatarami graczy. Powołując się na pojedyncze fakty naukowe, istniejące głównie w teorii fizyki kwantowej, Piotr Kelar twierdzi jakoby nasz świat był jedynie cieniem na ścianie platonowskiej jaskini.
Pisarz zachęca czytelnika do poszukiwania w najbliższym otoczeniu dowodów na potwierdzenie wysuniętej tezy. Przytoczone przykłady jednak nie przekonały mnie do prawdziwości tej historii.
Niemniej książka może stanowić ciekawy punkt wyjścia dla powieści lub filmu science-fiction.
Biorąc pod uwagę szybkość rozwoju technologii komputerowych, istnieje możliwość, iż za kilka -naście, - dziesiąt lat gry rozszerzonej rzeczywistości będą niemożliwe do odróżnienia od realnych przeżyć. Opowiadał o tym jeden z ostatnich odcinków serialu "Czarne lustro".
"Gra..." to ciekawa pozycja, którą przeczytałam jednak z przymrużeniem oka. Akapity poświęcone pozytywnemu myśleniu przypomniały mi new age'owski szał panujący parę lat temu na punkcie "Sekretu" Rhondy Byrne. Wstyd przyznać, lecz sama na jakiś czas uległam tej filozofii. Jakież by to było wygodne: wymarzyć sobie własny świat nie ruszając się z fotela...
Autor zachęcił mnie do sięgnięcia po inne opracowania dotyczące zagadnień fizyki kwantowej, między innymi Stephena Hawkinga. Z chęcią dowiem się więcej na ten temat, choć nie czuję się ani trochę wytworem umysłu gracza. Z pewnością utwierdza mnie w przekonaniu o istnieniu w rzeczywistym świecie fakt, że po przewróceniu się na chodnik starte kolano puchnie i boli jak najprawdziwiej. Pizza też smakuje bardzo realistycznie.
Może wieczorem pogram w Simsy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz