Tytuł: "Szkoła niemieckich narzeczonych"
Autor:
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 376
Data wydania: 28-09-2022
Moja ocena: 8/10
"Takie kobiety jak my potrafią znaleźć sposób, żeby postępować słusznie, trzymając się w cieniu. Jak zwykle sztuka polega na tym, żeby utrzymać się przy życiu dość długo, by coś zmienić."
Książka opowiada o losach dwóch
młodych dziewczyn: Niemki Hanny Rombauer i pół Żydówki Tilde Altman. Akcja
toczy się w Niemczech w latach 1938-1939. Finał w latach 60-tych w USA.
Hanna po przedwczesnej śmierci
matki zostaje odesłana przez ojca do domu stryja. Pod opieką krewnych ma stać
się wzorem cnót niewieścich. Zostaje zamknięta w złotej klatce bez możliwości
ucieczki.
Jej krewni należą do bogatych
ludzi. Chętnie wynagradzają ją za każde przyciągnięcie uwagi odpowiedniego
kandydata na męża. Hanna ma świadomość, że za każde uchybienie narzuconym
normom odpowie jej rodzina.
To, co robiła jej stryjenka
trudno nazwać inaczej niż stręczycielstwem. Dziewczyna została obdarowana luksusowymi
podarkami, lecz odebrano jej prawo do stanowienia o sobie. Jej każdy krok był
śledzony i komentowany. Nastolatka nie może zachowywać się naturalnie, nie ma
też w nikim wsparcia. Musi wznieść się na szczyty dyplomacji, żeby cokolwiek
osiągnąć.
Drugą bohaterką jest Tilde. Jej
ojciec odszedł od rodziny po ponad dwudziestu latach, bo pochodzenie jego żony
stało się niewygodne. Pozostanie z nią zagroziłoby jego karierze. Obiecywał, że
to tylko tymczasowe rozstanie, ale szybko się pocieszył u boku niebieskookiej
blondynki z odpowiednich sfer.
Tilde noc poślubną przesiedziała z mężem, Samuelem, w szafie. Ta data zyskała miano "nocy kryształowej", kiedy rodzina Samuela zaginęła a praca ich życia została zbeszczeszczona.
Młoda dziewczyna musiała utrzymać
rodzinę, ukrywając męża na strychu. Pracę umożliwiał jej aryjski wygląd i
nazwisko po ojcu. Jako utalentowana krawcowa była w stanie działać, nawet jeśli
wymagało to przekupienia niektórych klientek, potencjalnych
"sygnalistek".
To trudna lektura, choć dobrze
napisana i wciągająca. Postaci są autentyczne. Czułam się jakbym tam była z
nimi.
Zbulwersowało mnie doradzenie
dziewczynie, która chce się kształcić, żeby lepiej zrezygnowała i zostawiła
miejsce na uczelni jakiemuś mężczyźnie. Tak jakby kobiety były gorszą płcią. A
one pomimo odebrania im wielu praw (w tym praktykowania medycyny) mimo
przeciwności walczyły o przetrwanie swoich rodzin.
Plus: nie ma drastycznych scen.
Minus: do tytułowej szkoły dziewczyny trafiają dopiero jakieś sto stron przed
końcem powieści.
Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas
https://linktr.ee/annadyczko_mczas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz