- Pani książki z cyklu "Córki botanika" poruszają
tematykę XIX-wiecznych kobiet, które dzięki swojej wiedzy o ziołach i roślinach
wpływają na swoje otoczenie. Skąd wzięła się inspiracja do stworzenia postaci
bliźniaczek, Hortensji i Hiacynty? Czy jakieś cechy ich charakterów są oparte
na realnych osobach, czy to całkowicie fikcyjne bohaterki?
- Bohaterki są całkowicie fikcyjne, pojawiły się
epizodycznie w cyklu „W dolinie Narwi” jako młode dziewczęta. Nie mam siostry,
a trzech braci, ale wychowywałam się z najmłodszą siostrą mojego taty.
Chodziłyśmy do jednej klasy, mieszkałyśmy w jednym domu, nosiłyśmy to samo
nazwisko, siedziałyśmy w jednej ławce i często nas mylono. Dość łatwo było mi
więc stworzyć te bohaterki i nadać im przeciwstawne cechy charakteru.
- Relacja między siostrami wydaje się bardzo silna, mimo ich
różnych charakterów. Jakie były Pani główne założenia przy budowaniu tych
postaci?
- Siostry miały się pozornie bardzo różnić, ale uzupełniać
się wzajemnie i wspierać. Nadałam im kontrastujące ze sobą osobowości. Wraz z
rozwijam fabuły odkrywamy jednak, że podział cech nie jest do końca naturalny,
a ma swoje podłoże w wydarzeniach z ich dzieciństwa.
- Czy w trakcie pisania serii miała Pani konkretny zamysł
dotyczący tego, jak bohaterki mają się zmieniać i rozwijać, czy ich ewolucja
przyszła naturalnie w trakcie tworzenia fabuły?
- Zawsze mam jakieś założenia co do ewolucji bohaterów, ale
w trakcie pisania to się często zmienia. Warunkują ją relacje z innymi
postaciami i pomysły na kolejne wydarzenia. Często żeby wydobyć/pokazać jakąś
cechę, wystawiam bohaterów na próby. Nie zawsze przechodzą je tak, jak to sobie
zaplanuję.
- Zioła i rośliny odgrywają ważną rolę w cyklu "Córki
botanika". Jak dużo czasu poświęciła Pani na badania nad właściwościami
roślin, aby tak realistycznie oddać ich rolę w fabule?
- Moja babcia zajmuje się ziołami, do tej pory też kadzi,
zmywa popiołem, itd. Wielokrotnie od dziecka uczestniczyłam w różnych
rytuałach, leczono mnie ziołami i nauczyłam się doceniać moc natury. Wiedza na
temat roślin nie jest czymś nadzwyczajnym na podlaskiej wsi, z której się
wywodzę. Musiałam jedynie doczytać i zmienić nazewnictwo, bo wiele roślin
znałam pod innymi nazwami.
- Czy może Pani powiedzieć, które z ziół lub roślin
opisanych w książkach były Pani zdaniem najbardziej fascynujące lub miały
największe znaczenie symboliczne dla opowieści?
- Szczerze powiedziawszy nie pamiętam już, bo po Córkach
botanika napisałam jeszcze kilka innych książek. Niestety nie mam jeszcze tego
komfortu, by teksty trafiały do druku niedługo po ich napisaniu.
- Czy osobiście interesuje się Pani botaniką? Jakie rośliny
mają dla Pani szczególne znaczenie?
- Owszem. Sama korzystam z ziół. Kiedy się je choć trochę
zna, to wszędzie można dostrzec coś, co leczy. Mam tak na spacerach lub
wyjazdach. Często wracam z bukietem ziół, które wykorzystuję od razu lub suszę.
Ostatnio bardzo doceniam czerwoną koniczynę i wrotycz.
- Co zainspirowało Panią do osadzenia opowieści w realiach
XIX wieku? Jakie badania musiała Pani przeprowadzić, aby wiernie oddać realia
epoki?
- Fascynuje mnie wszystko, co jest związane z XIX wiekiem.
To wiek styku starego świata z nowym. Od powieści w nim umieszczonych
rozpoczęła się moja przygoda z literaturą dla dorosłych. Uwielbiam klasykę i
czasami odnoszę wrażenie, że nie pasuję do naszych czasów. Ponieważ powieści
obyczajowo-historyczne piszę już od ponad dziesięciu lat, to pochłonęłam przez
ten czas całą masę informacji z książek, gazet, listów, pamiętników.
Odwiedzałam biblioteki, muzea, ale też korzystałam z Internetu, gdzie można
znaleźć oryginalne teksty, zdjęcia, obrazy.
- Dlaczego postanowiła Pani uczynić botanikę i
ziołolecznictwo centralnym elementem fabuły?
- Już pisząc „W dolinie Narwi”, rozpoczęłam wątek związku
Rozalii i Juliana. Pierwotnie miał być trzecim tomem tamtej serii, ale
ostatecznie inni bohaterowie zajęli ich miejsce. Rozalia i Julian musieli sobie
poczekać. Stwierdziłam, że pozostałe córki barona Wigury, zapalonego naukowca,
botanika również powinny dostać swoje osobne historie. Początkowo miały to być
trzy tomy, ale ten o bliźniaczkach bardzo się rozrósł i ostatecznie powstały
dwie dylogie. Ziołolecznictwo pasjonuje mnie od dzieciństwa, więc grzechem było
tego nie wykorzystać.
- Czy ma Pani ulubione źródła literackie lub historyczne, z
których czerpie inspirację? Może coś szczególnego wpłynęło na Panią podczas
tworzenia tej serii?
- Nie mam ulubionych źródeł. Z kolejnymi książkami poszukiwanie
i sprowadzanie ciekawostek historycznych lub upewnianie się, czy jakiś
przedmiot, zachowanie, wydarzenie pasuje do realiów epoki, zajmuje coraz mniej
czasu, ale nadal podpieram się źródłami.
- Czy planuje Pani kontynuować tematykę botaniczną w
kolejnych książkach?
- Trudno mi powiedzieć. Już napisałam powieść, gdzie pojawia
się szeptucha, w serii, którą rozpoczęłam tematyka ziół też odegra pewną rolę.
Właściwie w każdej z moich powieści pojawiają się leki ziołowe, trucizny, itd.
Czy rośliny odegrają gdzieś główną rolę? Zobaczymy.
- Czy Hiacynta i Hortensja pojawią się jeszcze w Pani
przyszłych powieściach, czy ich historia została już w pełni opowiedziana?
- Bliźniaczki pojawiają się epizodycznie w Zielarkach:
Jaśminie i Rozalii. Ich historie są skończone, ale nie wykluczam, że odwiedzę
je i sprawdzę, co u nich słychać po latach. Lubię w kolejnych powieściach
wracać do starych bohaterów. Może wymyślę jakąś misję, w której udział wezmą
wszystkie siostry…
- Którzy spośród bohaterów i bohaterek tej serii to pani
ulubieńcy?
- Stary służący Józef z dworu Modlińskich, bo bardzo lubię
takich zrzędliwych, wyrazistych bohaterów i Connor MacKenzie, czyli postać
nieoczywista, niby przystojny łotr z poczuciem humoru, ale z zasadami i
empatią.
- W posłowiu do książek wspominała pani, że inspiracja
płynęła także ze strony dzieci. Przyznam, że ich pomysły sprawdziły się
doskonale. Skąd taki pomysł?
- Dość często pytałam dzieci o imiona dla bohaterów.
Któregoś razu rzuciłam hasło, by podały mi kilka pomysłów. Ich wyobraźnia jest
jeszcze „nieskażona” i nie analizują, czy coś pasuje, czy nie. Od słowa do
słowa zrodził się plan, by wykorzystać je w całej serii. W sumie 12 pomysłów,
po 3 na książkę. Nie było to łatwe zadanie, ale dzięki niemu musiałam
zafundować bohaterom ciekawe przygody, a te popychały akcję często w
nieprzewidywalnym kierunku.
- Dziękuję za wywiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz