W przypadku tej książki w początku zaintrygowało mnie widoczne na okładce zdanie "Tiffy i Leon w jednym łóżku zasypiają... Tiffy i Leon w ogóle się nie znają." Od razu zaczęłam się zastanawiać jak to jest możliwe. Później trafiłam na kilka entuzjastycznych recenzji i już wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę.
Tiffy to ekstrawertyczna, trochę szalona (na pewno pod względem doboru strojów) redaktorka w wydawnictwie specjalizującym się w DIY, otoczona gronem przyjaciół. Leon to spokojny introwertyk, pracujący na nocną zmianę jako pielęgniarz w hospicjum. Oboje zawierają umowę: jedno z nich zajmuje mieszkanie (i łóżko) w dzień, drugie w nocy. Mieli się nigdy nie spotkać... zaczęło się od niewinnych liścików, które jednak budziły ciekawość kim jest ta druga osoba. Jej wiadomości były "bezczelne, zalotne i barwne, jak ona sama", jego krótsze i bardziej wstrzemięźliwe.
Z czasem między dwójką współlokatorów nawiązuje się nić porozumienia. Zaczynają dbać o siebie wzajemnie, zostawiając dla drugiego posiłki. W końcu muszą się poznać. Jak to w komedii romantycznej nie obywa się bez przeszkód w postaci aktualnych partnerów obojga.
Spodziewałam się książki lekkiej, łatwej i przyjemnej, w stylu Bridget Jones. W dużej mierze taka była, jednak autorka poruszyła także problem stalkingu i przemocy psychicznej. Zżyłam się z bohaterami powieści przez te 430 stron i trzymałam za nich kciuki. Polecam tę książkę na poprawę humoru. Jest lekka i zabawna, a przy tym pouczająca w nienachalny sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz