Tytuł: "Diddly Squat. Rok na farmie"
Autor:
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 256
Data wydania:
Moja ocena: 7/10
Większość czytelników zapewnie
kojarzy Jeremiego Clarksona z programu Top Gear. Cóż, jak większość branż,
także motoryzacja dostała obuchem covidu. Z braku laku dziennikarz musiał
szybko się przekwalifikować i postanowił zostać rolnikiem.
Rok na farmie zaczyna i kończy
się wiosną. Rozdziały podzielone są pomiędzy cztery pory roku.
Nigdy nie sądziłam, że będę się
tak dobrze bawić czytając o życiu na wsi. Tam wszystko jest niebezpieczne! Od
potężnych traktorów i doczepionych do nich różnych urządzeń, przez piły
mechaniczne i drzewa aż po krowy. A owce są wredne, nawet po śmierci.
Znacie bajeczkę o baranku
Shaunie? Jeśli nie to polecam obejrzeć. Zawsze bawiły mnie poczynania tych
uroczych wełniaków, ale nie sądziłam, że jest to serial na faktach.
Jeremy Clarkson opowiada o swoich
sukcesach i - częstszych - porażkach w pracy na gospodarstwie z właściwym sobie
poczuciem humoru. Wprawdzie nie rozumiałam wytrąceń dotyczących angielskich
partii politycznych, ale umówmy się, że nie muszę ich znać.
Książka jest ściśle rozrywkowa i
w tej roli sprawdza się wyśmienicie.
Autor nie wspominał tylko o
kogutach, ale może sam nie posiada tych krwiożerczych kuraków. Być może
przepędził je rudzik.
Zdecydowanie najlepsze są
rozdziały o owcach. I o świniach. Sprawdziłam w google jak wyglądają kunekune.
Są urocze.
A traktor Lamborghini R8 270 DCR
to prawdziwe monstrum.
Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas
https://linktr.ee/annadyczko_mczas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz