Tytuł: "Życie zaczyna się jutro"
Autor: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo: Pascal
Ilość stron: 448
Data wydania: 02-06-2021
Moja ocena: 10/10
"Wychodzenie z depresji to wychodzenie z celi, do której drzwi wciąż pozostają otwarte, i jedyną rzeczą, która nie pozwala na zrobienie pierwszego kroku w kierunku wolności, jest potworny strach. Strach przed tym, że poza karcerem jest tak samo jak w nim. Bo wyróżnikiem depresji jest brak nadziei, jednego z podstawowych filarów życia, tak ważnych jak tlen, zdrowe serce, sprawny mózg."
Po niespodziewanej, nagłej śmierci niestarego jeszcze męża Oliwia wpada w depresję. Kiedy wkraczamy w jej życie mija osiemnaście miesięcy odkąd została sama. Wraz z odejściem ukochanej osoby kobieta straciła chęć do życia, do zadbania o siebie i swoje otoczenie. Jej mieszkanie jest zapuszczone, podobnie jak ona sama, a lodówka świeci pustkami. Oliwia nie wychodzi z domu. Od śmierci głodowej ratuje ją znajomy kurier z Tesco, rodzina i przyjaciółka.
Jest też nowy sąsiad Mikołaj, z którym spotykają się czasem na balkonie na papierosa i krótką rozmowę. Nietypowe jest to, że nigdy się nie widują, bo oddziela ich mleczna szyba a ona nie jest gotowa na bezpośrednią konfrontację z drugą osobą.
Książka obrazuje proces wychodzenia z depresji, długotrwały i trudny. Wielkim wsparciem jest pomoc przyjaciółki Oliwii, Gabrysi. Stara się ona zrozumieć co czuje młoda wdowa i podchodzi do niej z wielką empatią.
Powieść bardzo mnie poruszyła. Autorka pisze tak autentycznie, że czułam się jakbym znała bohaterkę książki osobiście. Przeżywałam razem z nią tę stratę. Lektura nie była łatwa ze względu na ciężar emocjonalny treści, aczkolwiek napisana jest bardzo dobrze i będę ją polecać.
"W praktyce jest tak, że czasami wstanie z łóżka urasta do rangi niesamowitego wyczynu, choć jedynym, co mobilizuje do wstania, jest strach przed oddaniem moczu na materac. Można przeleżeć caluchny dzień w pokoju, który nie widział światła dziennego od miesięcy. Można nie jeść albo obżerać się kompulsywnie wszystkim, co człowiek znajdzie pod ręką. I nie ma znaczenia, że majonez nie pasuje do wafli śmietankowych albo delicje kiepsko komponują się z filetami anchois. Można cierpieć na bezsenność albo przesypiać osiemnaście godzin na dobę. Można też zamienić się w katatonika, przestać reagować na bodźce, rozmyślać o śmierci, przestać się myć, cały dzień chodzić w piżamie, bać się nawet swojego oddechu czy dźwięku telefonu dzwoniącego u sąsiada za ścianą."
"Są chorzy, którzy funkcjonują niemal normalnie. Wychodzą codziennie do pracy, robią zakupy, stoją w kolejkach do kasy, pamiętają o zapłaceniu rachunków, odbierają nawet połączenia od nieznanych numerów, spotykają się ze znajomymi, remontują mieszkania, wyjeżdżają na wakacje. Biorą leki. Chodzą regularnie do psychiatry, spotykają się z psychoterapeutami. Jednym słowem starają się tę swoją chorobę okiełznać."
Pomimo podjęcia przez autorkę trudnego tematu, jakim jest depresja, w powieści nie brak elementów humorystycznych. Czytając będziecie śmiać się i płakać na zmianę. Jak wariat.
To historia o wielkiej miłości i wielkiej stracie. Przykład Oliwii pokazuje jak ważne podczas wychodzenia ze smutku i beznadziei jest zrozumienie i wsparcie otoczenia. Największą rolę odgrywa tu czas, rany emocjonalne goją się powoli. Książka budzi wiele emocji. Sugeruję dawkowanie jej sobie stopniowo i trzymanie pod ręką paczki chusteczek.
Dziękuję wydawnictwu Pascal za egzemplarz recenzencki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz