Marianna jest kobietą w średnim wieku, która pozornie ma już wszystko za sobą: straciła pracę, rozwiodła się z mężem a jej syn mieszka za granicą. Teoretycznie już nic ciekawego nie powinno jej się przytrafić u schyłku życia. Tymczasem, czystym przypadkiem, poznaje na ulicy mężczyznę, w którym odnajduje początkowo przyjaciela, bratnią duszę, a z czasem... miłość.
Wspólnie zwiedzają świat, dzięki jego pracy nie mają problemów finansowych. Bajka.
Kto nie chciałby tak żyć? Niewielu jest to dane.
Autorka bardzo plastycznie opisuje zagraniczne wojaże, ich klimat, zapach i smak. Przywołuje młodzieńcze marzenia o podróżach, które zwykle weryfikuje czas.
Powieść opisana jest gawędziarskim językiem, dużo tu kolokwializmów, dzięki czemu czytając czujemy się jak gdybyśmy słuchali opowieści przyjaciółki.
"Miłość na walizkach" to kontynuacja losów sympatycznej Marianny, którą poznajemy we wcześniejszych tomach: "Lilka" i "Trzymaj się, Mańka!".
"Lilka" to jedna z najsmutniejszych książek, jakie w życiu przeczytałam. Opowieść Mańki jest za to optymistyczna, lecz trochę nudnawa, jak to starość. Mimo wszystko przeczytałam z zaciekawieniem historię dojrzałego romansu, bo tego jest w literaturze polskiej niewiele. To także gawęda o spełnianiu pragnień:
”Trzeba mieć marzenia, bo to one nadają życiu sens. Bo jak się ma marzenie, pojawia się projekt, to się kreśli plan i stąd już krok do realizacji”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz