Główny bohater powieści, Nelio, to chłopiec przedwcześnie dojrzały, który prostym językiem przekazuje nam uniwersalne prawdy. To dziesięciolatek, który czuje się jak starzec. Postrzegany przez otaczających go ludzi jako mędrzec. To jednak mądrość zrodzona z tragedii.
"Mówiłem sobie, że musimy zjadać swoje życie na surowo. Dalej czeka śmierć. Nigdy nie mamy szansy przyszykować sobie radości, polerować wspomnień tak, żeby zabłysły, uniknąć strachu przed jutrem."
Chwilami musiałam zamknąć książkę i zrobić przerwę na oddech, aby ochłonąć.
Czytałam wcześniej kryminały Mankella i wiedziałam, że po książki tego autora mogę sięgać w ciemno. Jednak całkiem zaskoczyła mnie konwencja innej niż wcześniejsze jego tytuły powieści obyczajowej. Powieści o anonimowych ofiarach wojny: dzieciach, które muszą uczyć się przetrwania w niepewnym świecie bez pomocy dorosłych. Trudno sobie nawet wyobrazić jak musiał się czuć chłopiec, który w jednej chwili stracił całą rodzinę i dach nad głową i musiał uciekać w niewiadomym kierunku, aby przeżyć. Takie historie wydarzają się przez cały czas. Na co dzień nie zastanawiamy się nad nimi a ta książka skłania do refleksji, przeraża i wzrusza. Warto przeczytać.