Tytuł: "Miasteczko Anterrey. Znamię"
Autor: Daniel Radziejewski
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 280
Rok wydania: 2019
Moja ocena: 7/10
"Anterrey ogarniała ciemność. Miasteczko nie kładło się jeszcze do snu, a może po prostu nigdy się z niego nie wybudzało. Czasami wydawało się, że żyje własnym życiem: niby spokojnym, aczkolwiek tajemniczym, radosnym, lecz bez uśmiechów na ustach, żywym, a jednak zaledwie na skraju egzystencji. Tu nikt nie przyjeżdżał w odwiedziny, bo odwiedzić Anterrey na chwilę to się osiedlić, a osiedlić się to nigdy już nie wyjechać.
Była w nim jakaś niewytłumaczalna magiczna moc, której nawet najstarsi mieszkańcy nie potrafili wytłumaczyć. To tutaj jesień trwała przez większą część roku; to tutaj mieszkańcy zrywali kontakty z rodziną i przyjaciółmi z zewnątrz, jakby ich nigdy nie mieli. Pozostanie w Anterrey było przejściem na emeryturę od życia, ku lenistwu i obojętności duszy, ku beztroskiemu marazmowi i błogiej apatii.
Miasto dziwne, a nawet mistyczne, lecz tajemnicze i pociągające. Co ciekawe, mieszkańcy nigdy nie potrafili określić jego dokładnej lokalizacji na mapie."
Anterrey jest miejscem spokojnym, lecz nie jest to błogi odpoczynek, raczej cisza środowiska pogrążonego w otępieniu, zniechęceniu i oczekiwaniu na nieuniknioną katastrofę.
W tym budzącym grozę miasteczku budzi się ze śpiączki znany pisarz horrorów, Anthony O'Donell. Doznał on poważnego urazu głowy po upadku z wysokiego klifu. Mężczyzna powoli wraca do życia, ma jakieś niejasne wizje. Czy to sny, czy wspomnienia, a może pomysł na fabułę nowej książki?
W małej leśniczówce mężczyzna mieszka razem z Barbarą. Kobieta niby to opiekuje się nim, więc powinna być mu bliska. Niestety, pisarz cierpi na zaniki pamięci. Czy to jego żona czy kochanka? Kobieta zachowuje się dziwnie oschle, w widoczny sposób źle się czuje w jego towarzystwie.
"Kim jest ta kobieta? Czy moja własna żona mogłaby coś przede mną ukrywać? Jeśli tak, to dlaczego? Czy jej chłód i dystans mają jakiś związek z tym wszystkim?"
W umyśle Anthony'ego mnożą się pytania.
Tymczasem w spokojnym dotąd miasteczku dochodzi do serii zaginięć. Wkrótce znalezione zostają zwłoki. Sprawę morderstw prowadzi Richard Murray, którym poza zawodową sumiennością w wykonywaniu obowiązków służbowych rządzą też prywatne pobudki. Zależy mu na odnalezieniu zbrodniarza.
Mieszkającego pod lasem szamana dręczą niepokojące majaki.
"Choć nikt nie dostrzegał nadciągającego zła, nieco ponad dziesięć lat temu przeczucie i złowroga wizja potrząsnęły umysłem starego człowieka wybudzonego ze snu. Indianin Yakshit przywoływał w myślach jeszcze świeże obrazy. To nie był zwykły sen i on o tym wiedział. Doświadczył już tego niejednokrotnie, nawet zanim przybył do Anterrey. Przeczucie. Nie zdarzało się często, ale kiedykolwiek nadeszło, wnet obracało się w rzeczywistość. Szaman zawsze wiedział, ile zostało czasu. I choć nie każda antycypacja była jednakowo silna, to wszystkie naznaczone były jedną ponurą cechą - zwiastowały nadchodzący koszmar wybranych dusz, mający swoje źródło w dawno minionych egzystencjach."
Czy stary człowiek oszalał czy też naprawdę ma kontakt z zaświatami?
W atmosferze narastającej grozy toczy się śledztwo. Wychodzą na jaw dawne i nowe tajemnice. Co łączy zabójstwa?
Autor poruszył wiele wątków, które łączą się pod koniec powieści. Nagle bredzenie starego czarownika nabiera nowych znaczeń a Anthony i Richard odkrywają prawdę.
Daniel Radziejewski miał niewątpliwie ciekawy pomysł na fabułę: połączenie powieści grozy z kryminałem. Niesamowite miasteczko uwięzione pomiędzy światami, w którym powracające dusze toczą swój bój o sprawiedliwość.
Opisy dokonanych zbrodni są wstrząsająco plastyczne, działają na wyobraźnię czytelnika, budząc odrazę i lęk.
Lektura "Miasteczka..." niesie uczucie niepokoju i oczekiwania - co jeszcze się wydarzy, co wyskoczy na nas z ciemności? Na poddaszu słychać jakieś kroki, w kącie skrywa się niewyraźny cień, w udręczonej bezsennością głowie rodzą się niebezpieczne urojenia.
Policyjne śledztwo zbacza na manowce. Kiedy już wydaje nam się, że wiemy kto jest zabójcą, następuje zaskoczenie. Rozwiązanie zagadki nie jest oczywiste.
Nie wszystko w powieści mi się podobało. Tytułowe znamię miało dość marginalne znaczenie. Spodziewałam się czegoś więcej, jakiejś związanej z nim legendy. Pojawił się błysk rozpoznania przy spotkaniu dwójki naznaczonych i... tyle. Później jakieś wspomnienie czym owe znaki mogą być, lecz ten temat moim zdaniem można było bardziej rozbudować. Dialogi chwilami wydawały mi się sztuczne.
Ogromnym plusem jest stworzony przez autora klimat. Książka idealnie nadaje się na długie jesienne wieczory.
Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas
https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212
https://www.instagram.com/annadyczko/
https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz