czwartek, 28 listopada 2019

"Save me" Mona Kasten

Tytuł: "Save me"
Seria: Maxton Hall, część 1
Autor: Mona Kasten
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 384

Kolejna powieść młodzieżowa, która ostatnio trafiła w moje ręce. "Save me" miałam okazję przeczytać dzięki uprzejmości @witchmargo.

Opis wydawcy: "Pochodzą z różnych światów, a jednak są sobie przeznaczeni.
Pieniądze, luksusy, imprezy i władza – dla Ruby Bell to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia. Odkąd dzięki stypendium może uczęszczać do elitarnego liceum Maxton Hall, robi co w jej mocy, by nie rzucać się w oczy innym uczniom.
A zwłaszcza Jamesowi Beaufortowi, nieformalnemu przywódcy szkolnej elity. Jest zbyt arogancki, zbyt bogaty, zbyt przystojny. O ile największym marzeniem Ruby są studia w Oksfordzie, on zdaje się żyć od imprezy do imprezy.
Jednak pewnego dnia Ruby poznaje starannie skrywaną tajemnicę; dowiaduje się o czymś, co zniszczyłoby reputację rodziny Jamesa, gdyby ta informacja została upubliczniona. I nagle James nie może jej dłużej nie zauważać. I choć Ruby nigdy nie chciała należeć do jego świata, ani James, ani jej uczucia nie zostawiają jej żadnego wyboru."

Recenzja: Jamesa i Ruby łączy szkoła, do której uczęszczają - Maxton Hall a dzieli pochodzenie społeczne oraz wzajemna niechęć. Przez czysty przypadek i wbrew woli bohaterów ich losy splatają się a oni są zmuszeni do współpracy. Z czasem pojawia się między nimi więź sympatii, przyjaźń a w końcu miłość. Lecz nie może być zbyt łatwo, lekko i przyjemnie. Para musi pokonać liczne przeszkody, niechęć otoczenia oraz uporać się z własnymi demonami.
Ruby jest ambitną dziewczyną. Jej życiowym marzeniem są studia na Oksfordzie. Autorka w przekonujący sposób opisała proces rekrutacji do tej uczelni. Jej bohaterka jest bardzo dojrzała jak na nastolatkę, jej chłopak - wręcz przeciwnie. James, pomimo, iż pochodzi z bogatej rodziny i pozornie niczego mu nie brakuje, daje sobą sterować. Nie potrafi przeciwstawić się wymagającemu ojcu tyranowi.
Ruby Bell i James Beauford, choć czują wzajemny pociąg, z pewnością są niedobraną parą. Ona dobrze wie czego chce i potrafi zaplanować realizację celów, on - nie ma pomysłu na życie, raczej unosi się na jego fali bezwolnie.
Autorka przedstawiła problemy młodzieży pochodzącej z różnych środowisk, umiejętnie stopniując napięcie. Udało się jej także stworzyć ciekawe postaci poboczne. Rodzina i przyjaciele bohaterów stanowią ważny kontekst, dzięki nim lepiej rozumiemy punkt widzenia Jamesa i Ruby.
Zakończenie książki było dość zaskakujące i pozostawiło niedosyt, ale i ciekawość co będzie dalej. Polecam cykl Maxton Hall jako lekką lekturę na wieczór.


piątek, 22 listopada 2019

"Wychodząc z ukrycia" Ewa Olchowa

Tytuł: "Wychodząc z ukrycia"
Seria: Saga Zrodzona
Autor: Ewa Olchowa
Wydawnictwo: Ewa Olchowa Wydawnictwo Jednoosobowe
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 355

Opis z okładki: "Porzucona przez matkę jako noworodek trafiasz pod opiekę starszej kobiety, która z czasem staje się Twoim całym światem. Pozbawiona własnej tożsamości wzrastasz w duchu bezwzględnego posłuszeństwa. Mimo to nie masz złudzeń. Wiesz, że nie należysz do tego świata. Za silna... za szybka... Zamknięta w czterech ścianach, jesteś jak ucywilizowane zwierzę. Wyuczona wstrzemięźliwość i opanowanie tylko z pozoru czynią Cię człowiekiem. Co jednak stanie się, jeśli spotkasz podobnych do siebie? A wiedz, że przydarzy się to prędzej czy później..."

Recenzja: Rose to dziewczynka, która większość życia spędziła w domu, wychowywana przez babcię. Lucy, jej opiekunka, zapewniła jej indywidualny tok nauczania i spokojne, bezpieczne życie pod kloszem. W pewnym momencie starsza pani uświadamia sobie jednak, że nie będzie żyła wiecznie a młoda osoba musi umieć odnaleźć się w świecie. Rose chcąc nie chcąc trafia do liceum, gdzie poznaje rówieśników.
Przypadkiem dziewczyna dowiaduje się, że nie jest zwyczajną nastolatką. Od zawsze wiedziała, że jej umiejętności - nad wyraz wyczulony słuch, wielka siła i szybkość - są nietypowe, nie miała jednak pojęcia skąd się wzięły. Przez fatalny zbieg okoliczności jej tożsamość zostaje odkryta przez niepowołane osoby. To istoty, przed którymi strzegła ją Lucy.
Rodzina zmuszona jest zmienić miejsce zamieszkania i szkołę. Rose nie martwi to zbytnio, wręcz przeciwnie. Dziewczyna jest zachwycona nowym otoczeniem. Poznaje tu także przyjaciół i znajduje miłość. Sprawy zaczynają się jednak komplikować. Zrodzona zostaje wykryta. Musi pożegnać się z ukochaną babcią i przyjaciółmi i znowu uciekać...

"Wychodząc z ukrycia" byłaby typową powieścią młodzieżową w nurcie fantasy, gdyby nie więź łącząca babcię z adoptowaną wnuczką. Rose bardzo dba o Lucy, z własnej woli pomaga jej w obowiązkach domowych, nie próbuje wymykać się z domu na imprezy jak typowa nastolatka. Zdaje się, że nie ma własnego hobby, stroni też od ludzi. Wszystkie uczucia przelewa na starszą panią. Ta nie mówi Rose zbyt wiele na temat jej pochodzenia. Dziewczyna wie tylko, że musi się ukrywać. Przeszłość jej przodków autorka odkrywa przed czytelnikiem stopniowo. Dużo wiadomości udzielają retrospekcje bohaterów. Szkoda, że tak późno dowiadujemy się czym są Luminaci. Kluczowe informacje przekazane są przez "wywiad z wampirem" pod koniec książki.

Zakończenie powieści było zaskakujące. Jestem ciekawa co będzie dalej i jak poradzi sobie nasza różyczka w otoczeniu innych istot swojego gatunku. Wśród ludzi miała przewagę, w Macierzy - niekoniecznie...

Dziękuję za możliwość udziału w book tour organizatorce, Ewelinie Kwiatkowskiej-Tabaczyńskiej, oraz autorce, Ewie Olchowej i czekam z niecierpliwością na kolejny, z drugą częścią sagi.




środa, 20 listopada 2019

"Oh my God!" Vera York

Tytuł: "Oh my God!"
Autor: Vera York
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 197

Opis z okładki: "Kompleksy i burza hormonów to domena wszystkich nastolatek, niezależnie od epoki, w której żyją. To wtedy odczuwamy świat najbardziej - zarówno pozytywne emocje, jak i porażki. "Oh my God!" to kwintesencja świata nastolatki, opisywana oczami i uczuciami szesnastoletniej Sary, która odkrywa pasję śpiewania - najskuteczniejszą odtrutkę na codzienne problemy: skutki rozwodu rodziców, własne kompleksy i dylematy związane z wyborem szkoły średniej. Wkrótce w jej życiu pojawi się ktoś, kto sprawi, że każdy wykonywany utwór stanie się czymś o wiele więcej niż sposobem na oderwanie się od zmartwień... I choć obiekt jej westchnień jest starszy o kilkanaście lat, dla zakochanej dziewczyny nie ma to znaczenia. Niebawem przekona się jednak, że życie nigdy nie jest tak proste, jak byśmy chcieli, a kiedy do akcji wkroczy Jagna, była dziewczyna jej ukochanego, zrobi się naprawdę gorąco... Czy różnica wieku to powód, żeby zrezygnować z marzeń? I czy trójkąt, a raczej czworokąt, może mieć jakikolwiek sens?"

Recenzja: Sarę poznajemy u progu nowego: właśnie wybiera liceum, w którym będzie kontynuować naukę, pierwszy raz się zakochuje, stara się zdobyć sympatię nowych kolegów. Jednocześnie dziewczyna przeżywa nastoletnie dramaty: jej ukochany jest o wiele starszy od niej. Jak o tym powiedzieć rozwiedzionym rodzicom? Jak rywalizować z jego byłą dziewczyną? Czy warto walczyć o tę miłość, wbrew przeciwieństwom losu? Remedium na młodzieńcze rozterki staje się muzyka. Sara odkrywa w sobie talent wokalny i pracuje nad doskonaleniem tej umiejętności. Wstępuje do zespołu, z którym ma zagrać swój pierwszy koncert. Jednocześnie stara się poprawić relacje z siostrą i rodzicami.
Nie jest łatwo być nastolatką w XXI wieku. Autorka porusza w powieści problemy, z jakimi obecnie boryka się młodzież: rozbite rodziny, narkotyki czy podjęcie decyzji o współżyciu i związane z tym komplikacje, nie tylko uczuciowe. Pokazuje jednocześnie jak ważne jest wsparcie najbliższych - rodziców, siostry, przyjaciółki - oraz znalezienie własnej pasji, która staje się motorem działań.
Książka napisana jest lekko i z poczuciem humoru, w sposób przystępny dla przeciętnego nastolatka a przy tym bez wulgaryzmów i przesadnego moralizatorstwa.
Zabawne perypetie i trochę naiwny sposób myślenia Sary nie raz budziły u mnie uśmiech podczas lektury. "Oh my God!" to powieść, którą bez obaw dałabym do przeczytania mojej nastoletniej córce. Szkoda, że jest taka cienka. Niektóre wątki można by bardziej rozwinąć. Mam nadzieję, że Vera York ma w planach kolejne tomy z serii Sezon Liceum. Polecam dla nastolatków i ich rodziców.


niedziela, 17 listopada 2019

"Uśmiech losu" Katarzyna Michalak


Tytuł: "Uśmiech losu"
Seria: Saga Mazurska, tom 5
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 284

Dwór Marcinki wydaje się bajkową oazą, pachnącą świeżo wypieczonym chlebem z jeszcze ciepłymi powidłami śliwkowymi. Do tego przyzwyczaiły nas powieści świąteczne: jest sielsko anielsko. A jednak... jak to u Katarzyny Michalak bywa co rusz przyplątuje się jakaś złamana przez los sierota, z całym dobytkiem w jednej walizce, nad którą opiekę przejmują dobrzy ludzie. Niby wszystko ładnie pięknie, lecz spokój nie może trwać wiecznie. Nad dworem, który zdawał się ostoją tych wszystkich połamanych istot, przetacza się istna burza. Losy postaci znanych nam z poprzednich części Sagi Mazurskiej, zostają dokładnie przetasowane jak karty w talii. Kiedy zdaje się, że wszystko się ułoży pojawiają się niespodziewane przeciwności a kiedy już tracimy nadzieję na horyzoncie błyska... uśmiech losu. Czasem w postaci przemarzniętego, porzuconego białego psa.

Opis z okładki: "Natalia ma jedno jedyne, lecz nierealne marzenie - zostać mamą. Ta tęsknota nie pozwala jej cieszyć się wielką, niezwykłą miłością, jaką obdarza ją Damian. Nad ich związek nadciągają burzowe chmury. Czy Natalii, która straciła nadzieję, uda się zachować miłość?
Zrozpaczona dziewczyna w wigilijny wieczór... ucieka. I pewnie jej los potoczyłby się zupełnie inaczej, gdyby nie porzucony w lesie bezbronny pies. Natalia za wszelką cenę chce ocalić życie Belli. Zabiera ją do Dworu Marcinki, gdzie rozbrzmiewają dziecięce głosy, a w kuchni unosi się zapach wigilijnych potraw. W progu domu pojawia się Bartosz, którego serce pełne jest tęsknoty za czymś co nagle i bezpowrotnie stracił."

Recenzja: W tej części serii los mocno namieszał. Ludzie przychodzili i odchodzili, rozpadał się jeden związek i nawiązały nowe. Pojawiły się niespodziewanie zwierzęcy towarzysze...

Na pewno nie jest to typowa powieść świąteczna, tu nawet w wigilijny wieczór coś może pójść nie tak. Tu cały czas coś się dzieje, w każdym rozdziale pojawiają się nowe, zaskakujące zmiany akcji. Wspaniała, nie tylko od święta, jest więź łącząca cztery rodziny, które niezależnie od własnych problemów, zawsze udzielą przyjaciołom pomocy. Czegoś takiego we współczesnym świecie ze świecą szukać!

Wkurzył mnie Damian! Koniec końców okazał się wyrachowanym niegodziwcem. Wiele byłam w stanie mu wybaczyć ze względu na jego kalectwo i trudną przeszłość, lecz tym razem przeszedł sam siebie! Jak można, mając wszystko, tak wszystko zepsuć, podeptać miłość ukochanych osób? Żal mi Natalii, małej Ali i pełnej serdeczności Jadwigi. Zastanawiają mnie dalsze losy Magdy i jej dzieci. Niestety, na kolejną część sagi przyjdzie mi czekać do zimy 2020. Tymczasem polecam wam z całego serca wszystkie części Sagi Mazurskiej, od której trudno się oderwać: "Gwiazdka z nieba", "Promyk słońca", "Kropla nadziei", "Trzy życzenia", "Uśmiech losu".

Za egzemplarz recenzencki dziękuje wydawnictwu Znak.


poniedziałek, 11 listopada 2019

"Luonto" Melissa Darwood

Tytuł: "Luonto"
Autor: Melissa Darwood
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 316

Książka trafiła do mnie dzięki booktour na Instagramie, zorganizowanemu przez @elizaartsoul. Dziękuję za możliwość udziału w tym wydarzeniu.
Opis z okładki: "Podczas trzęsienia ziemi siedemnastoletnia Chloris zostaje uratowana przez monstrualne ptaszysko. Orzeł jest Homanilem - dwudziestoletnim chłopakiem o imieniu Gratus. Zabiera dziewczynę do Luonto - osady, będącej odpowiednikiem biblijnej arki. Homanile żyją pod ludzką postacią, lecz gdy do głosu dochodzą silne emocje, ulegają przemianie w zwierzęta.
Między Chloris a Gratusem rodzi się zakazane uczucie. Jaką misję mają do spełnienia Homanile? Czy związek człowieczej dziewczyny z Homanilem ma szansę na przetrwanie?
Koniec świata nadchodzi. Żywioły pragną zemsty. A może nic nie jest takie, jakim się wydaje..."
Recenzja: W "Luonto", podobnie jak w "Córce lasu", mamy zagubioną nastolatkę, która przez przypadek trafia do ekowioski, zasiedlonej przez nieziemskie istoty. Na tym kończą się podobieństwa. Opowieść Melissy Darwood zaczyna się od trzęsienia ziemi a później napięcie rośnie. Główna bohaterka nie jest bynajmniej potulną owieczką, Chloris potrafi tupnąć nóżką. Nie godzi się bezwolnie na wszystko co ją spotyka, lecz próbuje się dowiedzieć gdzie się znalazła i kim są otaczający ją Homanile. Jej przewodnikiem po świecie Luonto jest Gratus, który objaśnia dziewczynie obowiązujące tu prawa. Nastolatka z początku się im opiera, lecz wkrótce zaczyna rozumieć swoje położenie, poznaje krainę rządzoną przez Matkę Ziemię i jej sługi, zaczyna oswajać ten ląd, zyskuje przyjaciółkę, zakochuje się, gdy nagle... następuje niespodziewany zwrot akcji.
Melissa Darwood zaskoczyła mnie przenosząc fabułę na Ziemię. To było twarde lądowanie. Nagle okazało się, że nic nie jest tym czym się wydawało. Czy tajemnicza kraina Luonto naprawdę istnieje czy to tylko piękna wizja? Tego do końca nie wiadomo. Pewne jest jednak, że Matka Natura jest wkurzona i nie zawaha się tego okazać. Zbliża się spektakularny koniec świata. Czy Chloris, Gratus i reszta ludzkości mają szansę przetrwać nawałnicę?
Zakończenie powieści wprawiło mnie w osłupienie. Tego także zupełnie się nie spodziewałam.
Książka jest dobrze napisana, prostym, zrozumiałym językiem. To pomysłowa baśń z morałem.
Autorka wspomina o wielu grzechach współczesnego świata: masowej hodowli zwierząt, trzymanych w drastycznych warunkach, modyfikacjach genetycznych roślin, skażeniu wody i powietrza, przytaczając konkretne przykłady. Problemy te są bardzo aktualne i z łatwością przybliżą kwestię ekologii młodszym czytelnikom. Za to duży plus. Z chęcią sięgnę po inne tytuły Melissy Darwood, gdyż książkę czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie. Polecam tę książkę zarówno młodzieży, jak i dorosłym w każdym wieku.


piątek, 8 listopada 2019

"Córka lasu" Justyna Chrobak

Tytuł: "Córka lasu"
Autor: Justyna Chrobak
Wydawnictwo: Kufer
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 240

"Córka lasu" Justyny Chrobak trafiła do mnie poprzez booktour organizowany przez Andżelikę z "Czytam dla przyjemności" we współpracy z autorką. Dziękuję za możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu.
Dawno tak się nie męczyłam czytając książkę. Pierwszym powodem był mały, niemożebnie ściśnięty druk, co stanowi wyzwanie dla wzroku. Drugim - notoryczne powtórzenia i błędy stylistyczne. Na porządku dziennym były określenia takie jak: "podniósł się do góry", "spuściła głowę w dół", "okres czasu" czy nieśmiertelne "ubrała buty" - lapsus, który spotykam w książkach zadziwiająco często ostatnimi czasy. Moja nastoletnia córka powiedziała: "Mamo, to już ja nie popełniam takich błędów"...
Opis z okładki: "Dziewczyna wyrwana ze świata, który zna i kocha, musi odnaleźć się w krainie, gdzie Matka Natura rządzi się swoimi prawami, a Elfy, to już nie postacie znane z mitologii czy książek. Ryann nie rozumie panujących tu praw, nie wie komu może zaufać. Jedno jest pewne, musi być silna by przetrwać."
Recenzja: Ryann to młoda kobieta, która właśnie dostała się na wymarzone studia sportowe. Jej pasją jest bieganie. Nie zdążyła jednak zaliczyć nawet jednego wykładu, gdyż w jej otoczeniu pojawił się tajemniczy mężczyzna, w którego obecności dopadają ją zagadkowe dolegliwości.
Dziewczyna ma problemy ze snem, co jej opiekunowie uznają za objaw choroby. Niestety okazuje się, że powód jest inny. Ryann wpada w ciąg wydarzeń, w którym nic nie zależy od niej. Zostaje w zasadzie porwana przez osobę, której ufała. Trafia w miejsce, w którym jest nieakceptowana i samotna, zdana na łaskę nieznanych ras leśnych stworzeń. Przez większość czasu płacze, ucieka, waha się. Nie potrafi podjąć samodzielnej decyzji, jest nieprzerwanie manipulowana przez zwalczające się nawzajem leśne klany Nesbero. Sprawia wrażenie marionetki, za której sznurki pociągają wszyscy wokół a jej brak silnej woli, by się przeciwstawić. Ani razu nie wspomniała o swoich wcześniejszych planach, poddała się całkowicie czarowi (niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu) lasu. Tajemnicze drzewo próbowało ją zamordować a jej gospodarze w najlepszym razie ją ignorowali. Potrzebowali jej jedynie do osiągnięcia własnych korzyści. Przybrani rodzice przekazali ją przyjacielowi bez większego żalu, choć wychowywali dziewczynę przez kilkanaście lat. Może zakręciła się w oku łezka. Wioska, do której dziewczę trafiło, pozbawiona jest nie tylko podstawowych wygód, lecz i niezbyt przyjacielsko nastawiona do przybyszy - mówiąc delikatnie.
Przemykają w leśnej głuszy jakieś elfy na dziwnych wierzchowcach, wspomniane zostają również niesympatyczne krasnoludy i... to by było na tyle jeśli chodzi o magię tego świata. Niektórzy bohaterowie posiadają szczątkowe zdolności paranormalne, które jednak podlegają mocnym ograniczeniom.
Zakończenie nie zaskoczyło mnie.
Pierwszy raz miałam do czynienia z lekturą wydawnictwa Kufer, o którym wcześniej nie słyszałam, i nie zrobili nią sobie dobrej reklamy.
Historia z pewnością miała jakiś potencjał, lecz w moim odczuciu nie został on wykorzystany, podobnie jak możliwości korekty tekstu przed publikacją... być może autorka rozwinie ideę w kolejnych częściach, lecz raczej po nie nie sięgnę. Gdybym od tej pozycji zaczynała przygodę z fantastyką prawdopodobnie zniechęciłabym się do tego gatunku.



środa, 6 listopada 2019

"Zanim się obudzę" Agnieszka Bednarska

Tytuł: "Zanim się obudzę"
Autor: Agnieszka Bednarska
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 424

"Zanim się obudzę" Agnieszki Bednarskiej to książka poruszająca trudny temat osób pozostających w śpiączce i śmierci mózgowej. "Co dzieje się ze świadomością człowieka, który jest zbyt słaby, by wrócić, lecz wciąż niegotowy, by odejść?" To pytanie zadają sobie bohaterowie powieści: lekarze Yao Nakamura i Bernard Pułaski, ordynator Anna Maria Katarzyna Myśliwiecka-Pyrkoń i pielęgniarka Brygida. Autorka przedstawia historie pacjentów - wyłowionej z rzeki, wyziębionej kobiety o nieznanej tożsamości oraz chłopaka po wypadku - oraz ich rodzin. Opowiada o walce o przetrwanie toczonej przez samych poszkodowanych wewnątrz ich świadomości oraz przez osoby, którym zależy na przywróceniu ich do życia. Poznajemy także przeszłość doktora Nakamury oraz stopniowo odsłania się przed nami historia niezidentyfikowanej kobiety, roboczo nazwanej Seleną. Co sprawia, że niektórzy pacjenci wybudzają się ze śpiączki i wychodzą ze śmierci mózgowej a inni powoli gasną? Czy ma na to wpływ ich wola czy to kwestia silnego organizmu?
"Doktor Yao Nakamura jako jeden z nielicznych na świecie był zwolennikiem teorii, że śmierć mózgu nie istnieje. Ale znaczył zbyt mało, a teoria była zbyt kontrowersyjna, aby szerokie gremium lekarzy mogło ją zaakceptować. Dlatego Nakamura niewiele mógł zrobić, był jedynie ziarnem piasku w dobrze naoliwionym mechanizmie pobierania organów i transplantacji. Sprawiał, że czasami w nim zgrzytało, ale nie mógł go unieruchomić. Krążył w jego trybikach, zasiewał wątpliwości co do jego absolutnej sprawności, ale na razie te niewielkie zgrzyty, powszechnie uważane na rojenia, przez większość były ignorowane."
Nakamura sądzi, że mogą istnieć przejawy życia zbyt wątłe, by wykryła je nawet zaawansowana aparatura medyczna a człowiek, u którego została zdiagnozowana śmierć mózgowa może zachować świadomość nawet kiedy jego narządy są pobierane do przeszczepu. Przerażająca myśl.
Książki mimo wszystko nie zaliczyłabym do thrillerów, jak głosi opis na okładce. To raczej lektura skłaniająca do refleksji nad kruchością egzystencji, życiem i śmiercią oraz nad tym, czy jest coś dalej. Zakwalifikowałabym ją raczej jako dramat.
Ciekawym zabiegiem było przedstawienie przeżyć pacjentów na granicy śmierci, ich wewnętrznego świata:
"W powolnym tańcu na granicy życia i nieżycia czerń najczarniejsza z czarnych jak gorąca smoła przelewała się i ocierała o smugi matowego grafitu, aksamitną purpurę i rozlane kleksy zgniłej zieleni. Kalejdoskop ponurych barw przetaczał się gdzieś przed nią albo w niej.
Świadomość, która właśnie dźwigała się z martwych, niezdolna była do umiejscowienia w czasie pierwszego aktu mrocznego przedstawienia (...). Nie znała nic prócz gęstniejącego mroku, klejącego się do niej jak monstrualnych rozmiarów pajęcza sieć. Nie pamiętała innych obrazów, żadnych twarzy, jasnych barw. Nie zdawała sobie sprawy z istnienia smaków, zapachów i dźwięków O takich określeniach jak przeszłość czy przyszłość w ogóle nie miała pojęcia."
Dusze Kamila i Ewy spotykają się w strefie astralnej, komunikują się ze sobą poza ciałami, nad którymi nie mają obecnie kontroli. Czy to się zmieni zależy zarówno od nich samych jak i zaangażowania opiekującego się nimi personelu szczecińskiego szpitala.
Widać, że autorka poświęciła sporo czasu na poznanie zagadnień śmierci klinicznej i śpiączki. Wiarygodnie przedstawione są objawy, sposoby leczenia czy badania, którym poddawani są pacjenci. Musiałam sprawdzić w opisie, czy Agnieszka Bednarska sama nie jest lekarzem.
W warstwie fabularnej doskonale przedstawione są emocje bohaterów, wpływ ich przeszłości na obecne osobowości i przekonania.
Lektura jest ciężka do udźwignięcia emocjonalnie, lecz doskonale napisana. Z chęcią sięgnę po inne książki autorki.
"Nie stójcie 
nad moim grobem 
i nie płaczcie;
Nie ma mnie tam.
Ja nie śpię.
Jestem tysiącem wiatrów,
które wieją;
Jestem diamentowym blaskiem
na śniegu.
Jestem światłem słonecznym
na dojrzewającym zbożu;
Jestem łagodnym jesiennym deszczem,
kiedy budzicie się w porannej ciszy;
Jestem śmigłym lotem
cichych ptaków.
Jestem łagodną gwiazdą,
która świeci w nocy.
Nie stójcie nad moim grobem
i nie płaczcie;
Nie ma mnie tam..."

Ken Wilber