piątek, 30 sierpnia 2019

"Bliźnięta z lodu" S. K. Tremayne



Sarah i Angus Moorcroft mieli udane życie: śliczne bliźniaczki, sympatycznego spaniela, stabilną sytuację finansową. W pewne wakacje w wyniku nieszczęśliwego wypadku jedna z dziewczynek ginie. Świat rodziny rozsypuje się, rozpada na milion kawałków. On – zdolny architekt – traci pracę i stacza się w alkoholizm, ona – z rozpaczy nie ma sił wstać z łóżka. Oboje na swój sposób przeżywają żałobę. Jest jeszcze druga córka – dziewczynka, która przeżyła. Prócz traumy spowodowanej przez stratę jednojajowej siostry odczuwa wyrzuty sumienia, typowe dla osób ocalonych z katastrofy. Osierocone dziecko nie potrafi sobie poradzić z tragedią, tak samo jak jej rodzice.

„Mamusiu, usiądź między mną i nam poczytaj.” – mówi ocalała.

Nie sposób ustalić która z córek zginęła: Lidia czy Kirstie, wszak są identycznymi bliźniaczkami. Sama dziewczynka przechodzi kryzys tożsamości, wprawiając w konsternację rodziców i otoczenie.
Moorcroftowie podejmują decyzję o przeprowadzce w miejsce, z którym nie wiążą się przykre wspomnienia. Na samotnej wysepce, odizolowanej od świata, zamierzają zacząć na nowo, poskładać rodzinę z rozsypanych kawałków…
Jednak to w tym miejscu rozgrywa się kolejny dramat. Wielka połać skał, piasku i zdradliwych bagien dzieli dom od stałego lądu. Chata smagana zimowym sztormem stanowi tło dla toczącego się dramatu trójki ludzi i psa.

„Bo ich życie stało się melodramatem. Albo czymś w rodzaju teatru masek. Wszyscy troje udawali kogoś innego.”

Stopniowo na jaw wychodzą wstrząsające rodzinne tajemnice. Narasta niepewność, spiętrza się napięcie, aż do ostatecznego, dramatycznego finału.
Rewelacyjna książka, autorka umiejętnie buduje nastrój, sukcesywnie zmierzając do zaskakującego zakończenia.



środa, 28 sierpnia 2019

"Wyspa mgieł" Maria Zdybska

Elirrianoi, przez przyjaciół zwana Lirr, to dziewczyna cudem uratowana z morskiej toni przez piracki statek o nazwie Zielona Harpia. Jego kapitan, Hego, wychował sierotę na morskich wodach. Lirr nie pamięta swoich rodziców, nie wie skąd pochodzi. Jedyną rzeczą, która łączy ją z przeszłością jest medalion z akwamarynu.
Urzekły mnie piękne, malownicze opisy morza, dzięki którym mogłam sobie dokładnie wyobrazić świat przedstawiony.

"Niebo miało kolor indygo. Delikatne prążki płynnego srebra raz po raz przebiegały po jego powierzchni, a czarne błyszczące kłęby chmur pęczniały i wybuchały, rozpadając się w miliony błyszczących pereł..."

Poznajemy Lirrian jako nastolatkę. Dziewczyna, po kilku latach spędzonych na morskich wyprawach, trafiła na wychowanie do księżnej Maeve, której syn stał się jej przyjacielem, a przynajmniej tak się Lirr wydawało...
Nastolatka, uważana za zwykłą znajdę, okazuje się mieć pewne ukryte zdolności. Mieszkańcy jej księstwa odżegnują się od magii, uważając wszelkie jej oznaki za "zły omen". Samej Lirrian trudno się pogodzić z jej rodzącą się mocą. Także jej wygląd jest dość niezwykły. Ubiera się w wygodne, męskie spodnie i kurtkę myśliwską, zawsze nosi przy sobie kilka noży a jej fryzura stanowi osobowość sama w sobie.
Włosom Lirr, podobnie jak jej samej, nie brak charakteru. Dziewczyna przechowuje w nich swoje skarby, takie jak "białe muszle, kolorowe koraliki i kawałki wstążek", „polerowane kości, zęby rekina i odłamki koralowca” a także pióro jej wiernego ptaka. Wszytko to z połączeniu z nigdy nieczesanymi splotami i pojedynczymi warkoczykami tworzy artystyczny nieład. Kiedy myślę o fryzurze nastolatki przypomina mi się Róża Krull Alka Rogozińskiego z jej niepokorną burzą loków.
Wychowanie wśród korsarzy daje o sobie znać w momentach wzburzenia. Rozbawiły mnie malownicze wyrażenia, jakich używa dziewczyna: "W rzyć Krakena! Połamane maszty, chędożony guślarz!" 
Pomimo, iż na pirackim statku widziała niejedno, Lirrian jest wciąż bardzo naiwna. Odważna i niepokorna, daje sobą jednak łatwo manipulować. Wystarczy jeden pocałunek przystojnego Caela, żeby zdecydowała się wyruszyć w pojedynkę na niebezpieczną wyprawę. Cóż, podobno miłość zaślepia, a ona jest w okresie największej burzy hormonalnej.
Dziewczynie w podróży towarzyszy tajemniczy kruk i niebezpieczna, uwodzicielska rusałka.
Podczas swych przygód Elirrianoi spotyka maga Raidena, z którym niespodziewanie splata się jej los. Tej dwójki nie połączy jednak płomienny romans, jak sugeruje rekomendacja Alicji Wlazło na wewnętrznym skrzydełku tylnej okładki książki. Przynajmniej nie w pierwszym tomie, bo dalsze losy bohaterów odkryje "Jezioro cieni". Lirr i Red, zmuszeni do pośpiesznej ucieczki z Ysborgu, wyruszają w rejs w nieznane. Co przyniesie im przyszłość? Jestem bardzo ciekawa. Z przyjemnością będę kontynuować przygodę z książkami Marii Zdybskiej, które i wam polecam.



poniedziałek, 26 sierpnia 2019

"Współlokatorzy" Beth O'Leary

W przypadku tej książki w początku zaintrygowało mnie widoczne na okładce zdanie "Tiffy i Leon w jednym łóżku zasypiają... Tiffy i Leon w ogóle się nie znają." Od razu zaczęłam się zastanawiać jak to jest możliwe. Później trafiłam na kilka entuzjastycznych recenzji i już wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. 
Tiffy to ekstrawertyczna, trochę szalona (na pewno pod względem doboru strojów) redaktorka w wydawnictwie specjalizującym się w DIY, otoczona gronem przyjaciół. Leon to spokojny introwertyk, pracujący na nocną zmianę jako pielęgniarz w hospicjum. Oboje zawierają umowę: jedno z nich zajmuje mieszkanie (i łóżko) w dzień, drugie w nocy. Mieli się nigdy nie spotkać... zaczęło się od niewinnych liścików, które jednak budziły ciekawość kim jest ta druga osoba. Jej wiadomości były "bezczelne, zalotne i barwne, jak ona sama", jego krótsze i bardziej wstrzemięźliwe.
Z czasem między dwójką współlokatorów nawiązuje się nić porozumienia. Zaczynają dbać o siebie wzajemnie, zostawiając dla drugiego posiłki. W końcu muszą się poznać. Jak to w komedii romantycznej nie obywa się bez przeszkód w postaci aktualnych partnerów obojga. 
Spodziewałam się książki lekkiej, łatwej i przyjemnej, w stylu Bridget Jones. W dużej mierze taka była, jednak autorka poruszyła także problem stalkingu i przemocy psychicznej. Zżyłam się z bohaterami powieści przez te 430 stron i trzymałam za nich kciuki. Polecam tę książkę na poprawę humoru. Jest lekka i zabawna, a przy tym pouczająca w nienachalny sposób.

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

"Pani czterdziestu żywiołów" Witold Dworakowski

Załogę statku "Demeter" stanowią tylko dwie osoby: pilot Erwin Dexmore i mechanik Karina Wulf. Dobrana para przyjaciół wspólnymi siłami ogarnia skomplikowane zadania oraz niezbędne remonty i naprawy swojego pojazdu. Odnoszą się do siebie ze swobodą i poczuciem humoru, który tworzy niepowtarzalną atmosferę przedstawionych historii.

Dawno nie czytałam żadnej powieści science-fiction. Zainteresowała mnie ta pozycja, gdyż szukałam jakiegoś oderwania od typowej literatury kobiecej. Pomimo, iż lubię obyczajówki, ostatnio miałam ich nadmiar. Płodozmian w lekturach dobrze robi na głowę.

Przyznam, że trochę obawiałam się tej książki. Inni czytelnicy w swoich recenzjach wspominali o licznych opisach technicznych i obawiałam się, że nie pojmę zamysłu autora. Ku mojemu zaskoczeniu ten zbiór opowiadań od początku czytało mi się lekko i przyjemnie. Nie potrzeba tu wielkiej znajomości praw fizyki kwantowej. Pewne elementy historii odkrywane są stopniowo, trzeba się domyślać początków zdarzeń i roli poszczególnych postaci. Kim są debrisowcy, sokiści i ardabakui?

Podoba mi się poczucie humoru Witolda Dworakowskiego oraz liczne odniesienia do znanych wszystkim Gwiezdnych Wojen czy Matrix'a.
Ta powieść zdecydowanie pozwoliła mi oderwać się od ziemi i przyjąć inną perspektywę. Podróże międzygwiezdne same w sobie są fascynujące a pomiędzy nimi nie brakowało naszym bohaterom licznych przygód. Z niektórych cudem uchodzili z życiem, pomimo tego nie opuszczał ich dowcip.

Dopóki nie spotkali "Pani czterdziestu żywiołów". Pościgi, ucieczki, starcie ze zdziczałą sztuczną inteligencją, ostrzał z dział laserowych... z tego nikt nie wyszedłby cało i zdrowo. Lecz nowoczesna technika sprawia, że umysł może działać niezależnie od ciała. Pamiętacie "Obcego"?

"... co będzie dalej? No cóż. Wystarczy zajrzeć za horyzont."

Polecam miłośnikom science-fiction oraz czytelnikom poszukującym lekkiej, zabawnej lektury.

czwartek, 15 sierpnia 2019

"Marzycielka" Katarzyna Michalak

W trzeciej i ostatniej części Trylogii Autorskiej poznajemy dalsze losy Weroniki - Ewy. Kobieta zostaje cudem odratowana po próbie samobójczej. W trudnych okolicznościach poznaje nowe przyjaciółki, takie na dobre i na złe. Weronika zmienia imię, symbolicznie próbując w ten sposób zerwać z przeszłością, stworzyć siebie na nowo.
Okrutny los nie odpuszcza jednak i na panią weterynarz spadają coraz to nowe nieszczęścia. Ilekroć zaczyna sobie radzić otrzymuje kolejny cios. Mimo wszystko nie przestaje marzyć.
Po raz kolejny zastanawiałam się ile jest w stanie znieść człowiek. Pisarka jest prześladowana nawet, a właściwie szczególnie wtedy, kiedy udaje jej się odnieść sukces. Kobieta spełnia swe marzenia, lecz jej dręczyciel nie odpuszcza. Co Ewa zdobędzie to musi stracić. Po okresie wielkiego szczęścia następuje całkowite załamanie. Czy ta historia dobrze się skończy? Tego nie mogę zdradzić, musicie przeczytać sami.
Książkę, tak jak poprzednie tomy, czyta się lekko i przyjemnie. Mam wrażenie, iż w kolejnych powieściach pani Michalak, podobnie jak bohaterka "Marzycielki", przeżywa w kółko tę samą historię. Powtarza się motyw wielkiej niespełnionej miłości, zaprzysięgłego wroga oraz wiernych przyjaciółek. Ile w tym elementów autobiograficznych a ile wyobraźni autorki nie dowiemy się nigdy, jednak można się zastanawiać.
Pozycja obowiązkowa dla fanów Katarzyny Michalak.

czwartek, 8 sierpnia 2019

"Szare płaszcze. Rubież." Marcin A. Guzek

Rubież stanowi największą część Imperium, i jednocześnie najbardziej wyludnioną. Na niezmierzonych przestrzeniach Spornych Ziem można znaleźć żyzną glebę, idealną dla upraw, dzięki którym można by było wyżywić cały kraj. To miejsce byłoby rajem... gdyby nie hordy barbarzyńców.
Tu właśnie trafia Nathaniel, obecnie dowodzący komandorią 42. Przed księciem stoją kolejne niełatwe zadania. Z pomocą przyjaciół musi pokonać wiedźmy i demony, zjednoczyć miejscowych władców do obrony przeciw najeźdźcom zza wschodniej granicy oraz rozwikłać intrygę kryminalną. Na próbę wystawiona zostaje jego lojalność względem Szarej Straży oraz własnej rodziny. Co wybierze?
Jak zmienili się przez minione pięć lat towarzysze z komandorii 54? Z kim przyjdzie im się zmierzyć tym razem i czy wszyscy przetrwają?
O tym dowiecie się z drugiego tomu przygód Szarych Płaszczy.
Autor wyjaśnił także czym była wspomniana w poprzedniej części Plaga i na czym polegało szkolenie Czujących. Tego brakowało w "Komandorii 54".
Mniej jest tu krwawych potyczek a więcej polityki. Nathaniel musi nieźle się nagłowić nad sposobem zjednoczenia czternastu lokalnych władyków, którzy nie pałają sympatią do siebie. Trzeba odpowiednio rozdzielić zadania pomiędzy sługi Zakonu oraz nowych rekrutów: Moiry, Roderika, Zarii, Iovisa i Septimusa. Statystyka jest nieuchronna, część z tych ostatnich nie przetrwa...

Druga część stanowi objaśnienie niezakończonych wątków z poprzedniego tomu, czyta się tak samo szybko, lecz moim zdaniem jest słabsza. Za dużo polityki, za mało akcji. Odnoszę wrażenie, iż "Rubież" stanowiła właśnie rozbudowanie "Komandorii 54". Zdecydowanie lepiej by się czytało pojedynczą powieść złożoną w całość z dwóch powyższych.

piątek, 2 sierpnia 2019

"Szare płaszcze. Komandoria 54" Marcin A. Guzek

Twierdza zagubiona w dziczy i garstka rekrutów, ściągnięta z odległych terenów Imperium, mająca chronić miejscową ludność. Książę, bard, wariatka, mnich, wiking, wielkolud, oszustka... niewielu z nich zna się na walce, tymczasem przyszło im zmagać się nie tylko z lokalnymi bandytami i Sklavianami, do złudzenia przypominającymi Słowian, lecz także z czarownikami i demonami. To nie mogło dobrze się skończyć. Jednak garstce udało się przetrwać.
Trup słał się gęsto, ginęli nie tylko złoczyńcy, lecz także nasi bohaterowie.
Ci ostatni odmalowani zostali bardzo plastycznie, z łatwością mogłam ich sobie wyobrazić. Szczególnie przypadła mi do gustu bezpruderyjna Matylda i sarkastyczny Edwin.
Czytając czułam się jakbym oglądała film a to dobrze świadczy o talencie narracyjnym autora.
Zbyt często powtarzał się zwrot "zapach krwi unosił się w powietrzu". W pewnym momencie przestało to robić na mnie wrażenie. Ze względu na użyte wulgaryzmy nie poleciłabym książki młodszym czytelnikom, choć moim zdaniem były one jak najbardziej uzasadnione w danych okolicznościach. Czasem nie pozostaje nic innego niż zakląć sobie soczyście. Kto z nas tego nie robi w beznadziejnej sytuacji?
Wciągnęły mnie przygody rekrutów Zakonu Szarych Płaszczy. Z chęcią sięgnę po kolejny tom.