piątek, 2 sierpnia 2019

"Szare płaszcze. Komandoria 54" Marcin A. Guzek

Twierdza zagubiona w dziczy i garstka rekrutów, ściągnięta z odległych terenów Imperium, mająca chronić miejscową ludność. Książę, bard, wariatka, mnich, wiking, wielkolud, oszustka... niewielu z nich zna się na walce, tymczasem przyszło im zmagać się nie tylko z lokalnymi bandytami i Sklavianami, do złudzenia przypominającymi Słowian, lecz także z czarownikami i demonami. To nie mogło dobrze się skończyć. Jednak garstce udało się przetrwać.
Trup słał się gęsto, ginęli nie tylko złoczyńcy, lecz także nasi bohaterowie.
Ci ostatni odmalowani zostali bardzo plastycznie, z łatwością mogłam ich sobie wyobrazić. Szczególnie przypadła mi do gustu bezpruderyjna Matylda i sarkastyczny Edwin.
Czytając czułam się jakbym oglądała film a to dobrze świadczy o talencie narracyjnym autora.
Zbyt często powtarzał się zwrot "zapach krwi unosił się w powietrzu". W pewnym momencie przestało to robić na mnie wrażenie. Ze względu na użyte wulgaryzmy nie poleciłabym książki młodszym czytelnikom, choć moim zdaniem były one jak najbardziej uzasadnione w danych okolicznościach. Czasem nie pozostaje nic innego niż zakląć sobie soczyście. Kto z nas tego nie robi w beznadziejnej sytuacji?
Wciągnęły mnie przygody rekrutów Zakonu Szarych Płaszczy. Z chęcią sięgnę po kolejny tom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz