niedziela, 23 listopada 2025

Beata Skrzypczak "Hasi"

Tytuł: "Hasi"

Autor: Beata Skrzypczak

Wydawnictwo: Vesper

Ilość stron: 432

Data wydania: 29-10-2025

Moja ocena: 10/10

 

Nie wiem, czy potrafię opisać tę książkę trafniej niż Ćwiek i Chmielarz w kilku słowach na tylnej okładce. Hasi to pełnoprawny horror, mocno zakorzeniony w polskim realizmie magicznym i kulturze Śląska. Autorka sprawiła, że poczułam pulsujące życiem osiedle Hasi z jego charakterystycznymi mieszkańcami, wieloma z nich będącymi kimś zupełnie innym, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Wchodzimy w specyfikę tego mikrokosmosu zamkniętego na placu pomiędzy dwiema kamienicami i jednym familokiem. To miejsce, gdzie stara Maciechowska wygraża „bajtlom”, które bawią się na podwórku, stary Alfred zbiera puszki, Wanda jest dobrym duchem wspólnoty, a mała Lena biega samopas, zapomniana przez ojca pijaka. Dziewczynką opiekują się sąsiedzi, traktując ją jak własne dziecko.

W tę przestrzeń wchodzi Alicja, studentka, która przyjeżdża zająć się niepełnosprawną ciocią i uchronić ją przed domem spokojnej starości. Na miejscu poznaje Gerdę, Huberta, Piotra oraz lokalne bajania o „wycieruchach”, krążących nocami istotach nieokreślonej proweniencji. To osiedle, gdzie wielu słyszy złowróżbne szepty i doświadcza omamów. Miejsce to żyje historiami mieszkańców, zarówno tych obecnych, jak i zmarłych, którzy nie odeszli.

Beata Skrzypczak nie straszy tanią przemocą. Buduje grozę sugestią: obrazami, dźwiękami, opowieściami rodem z lokalnych wierzeń, śląskich podań i górniczej mitologii. Czytając, miałam poczucie pełnego zanurzenia w tę historię. Akcja snuje się powoli, jak zombie chuchające człowiekowi w kark. Opowieści starych mieszkańców, kazania obłąkanego przywódcy, stopniowe odkrywanie tajemnic bohaterów, wszystko to tworzy gęstą, duszną atmosferę.

Mała Lena jest zagrożona, jej niewinność i zaniedbanie ze strony ojca przyciągają zmory. Bohaterowie starają się ją ochronić, co prowadzi ich do starej kopalni, serca okolicy. Nie wiedzą, co tam znajdą, ale muszą podjąć ryzyko, zanim stanie się coś nieodwracalnego. Napięcie narasta niczym trujący gaz wydobywający się z szybów, który uśmierca kanarka, a ludzi doprowadza do omamów. Kopalnia jest tu jak przyczajona bestia, czająca się obok osiedla, gotowa uderzyć i zebrać swoje żniwo, jak podczas tąpnięć, których ofiarami padają nie tylko górnicy, ale i przypadkowi ludzie na powierzchni.

Finał dodaje historii realizmu, gdyż pojawiają się służby medyczne i policja, wprowadzając trzeźwe spojrzenie na wydarzenia. A jednak nawet w tym nowoczesnym świecie wciąż unosi się echo dawnych wydarzeń.

"Hasi" jest mroczne, sugestywne, hipnotyczne, dokładnie takie, jak dobry horror być powinien.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



  

Zuzanna Kordel "W domu najlepiej"

Tytuł: "W domu najlepiej"

Autor: Zuzanna Kordel

Wydawnictwo: Emocje Plus Minus

Ilość stron: 408

Data wydania: 15-10-2025

Moja ocena: 7/10

 

W powieści poznajemy Patrycję, kobietę żyjącą w szczęśliwym związku z Szymonem. Kiedy zaczyna marzyć o dziecku, zderza się z trudną rzeczywistością: mimo upływających miesięcy nie udaje jej się zajść w ciążę. Choć dotąd nie przepadała za aktywnością fizyczną, postanawia zadbać o siebie i podjąć systematyczne treningi, które przygotują ją do wymagającej, czterystukilometrowej górskiej wędrówki zaplanowanej przez przyjaciółkę. W pewnym momencie Patrycja, wcześniej twardo stąpająca po ziemi, zaczyna dopatrywać się w wyczerpującej wędrówce sposobu na udobruchanie losu, jakby swoją determinacją mogła zasłużyć na spełnienie marzenia. W końcu jednak Patrycja musi pogodzić się z myślą, że nie na wszystko ma wpływ. To właśnie wtedy w jej życiu pojawia się coś nieoczekiwanego. Przełom następuje podczas udziału w akcji zbierania świątecznych upominków dla dzieci z rodzinnego domu dziecka. To właśnie tam Patrycja poznaje Malinkę, małą dziewczynkę, która natychmiast podbija jej serce. Wraz z Szymonem zaczynają odwiedzać dom dziecka coraz częściej, budując relację nie tylko z Maliną, lecz także z innymi podopiecznymi. W końcu dojrzewa w nich decyzja o rozpoczęciu oficjalnej procedury adopcyjnej.

„W domu najlepiej” to wzruszająca opowieść o macierzyństwie, które nie musi mieć biologicznych podstaw, by być prawdziwe i głębokie. Autorka pięknie ukazuje rodzącą się więź między Patrycją, Szymonem a Maliną, budowanie rodziny przez wspólnie spędzany czas i ich wzruszenie gdy pada pierwsze „mamo” i "tato" i nadchodzą pierwsze wspólne święta. Fabuła odsłania przed nami kolejne grudnie, a w ostatnim z nich bohaterowie świętują już jako pełnoprawna rodzina, po otrzymaniu decyzji sądu.

To ciepła, poruszająca książka o miłości i pragnieniu powiększenia rodziny. Zuza Kordel tworzy przekonujący portret psychologiczny kobiety, która dojrzewa do macierzyństwa na warunkach narzuconych przez los. Na początku widzimy jej rozpaczliwą potrzebę kontroli i lęk przed niespełnieniem marzeń, lecz z czasem powoli otwiera się na inne możliwości. Okazuje się, że szczęście, niczym kot, chodzi własnymi ścieżkami i przychodzi wtedy, gdy się go najmniej spodziewamy.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



 

Małgorzata Lisińska "Co widziała chihuahua?"

Tytuł: "Co widziała chihuahua?"

Autor: Małgorzata Lisińska

Wydawnictwo: Com-net-fox

Ilość stron: 352

Data wydania: 05-11-2025

Moja ocena: 8/10

 

„Co widziała Chihuahua” Gosi Lisińskiej to romans z elementami kryminału osadzony w okolicach Wadowic. Główną bohaterką jest Dominika Jankowska, kochająca się w lokalnym patologu i snująca obsesyjne fantazje erotyczne. Naprawdę, ta bohaterka myśli jak nimfomanka: trochę to zabawne, a trochę przerażające.

Tytułowe chihuahua, a właściwie dwie, to ukochane, choć rozwydrzone psinki pani Arlety, sąsiadki Dominiki. Za ich sprawą Domi spotyka swojego wymarzonego patologa szybciej, niż się spodziewała, bo Arleta ginie… a tylko jej psiny wiedzą, jak do tego doszło.

Dominika przeżywa gorący romans z „lekarzem ostatniego kontaktu” i pije wino z psiapsi, gdy w okolicy ściele się trup. Powieść jest przesycona humorem i pełna barwnych postaci, choć nie zawsze sympatycznych. Domi oczywiście nie słucha dobrych rad i pcha się w sam środek niebezpieczeństwa. Jest wścibska, ale koniec końców to właśnie jej podglądactwo pomaga policji odkryć sprawcę morderstwa. Jej wady też mają swoje zalety!

Nie czytałam wcześniejszych powieści autorki, więc patolog Andrzej Śliwa wyskoczył mi tu jak Filip z konopi. Na szczęście w fabule zaznaczono, że on i Dominika znają się już z poprzedniego tomu, więc spokojnie można czytać tę część osobno. Ja jednak z chęcią cofnę się do wcześniejszej książki, bo chcę lepiej poznać bohaterów. Andrzej i Domi mają nieziemskie poczucie humoru i rozumieją się w pół słowa. Polubiłam córkę Andrzeja; nie polubiłam za to prokuratora, który chciałby zmuszać ludzi do pracy po godzinach. Człowieku, przeszkadzasz w rozwoju romansu!

Świetnie bawiłam się też dzięki Anecie, przyjaciółce Dominiki, i jej manierze łagodzenia wulgaryzmów poprzez… usuwanie samogłosek. Jakby człowiek nie domyślił się, co tam naprawdę padło.

Za humor dodaję jeszcze jedną gwiazdkę.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



 

Mirosław Tomaszewski "Wilk wyjeżdża"

Tytuł: "Wilk wyjeżdża"

Autor: Mirosław Tomaszewski

Wydawnictwo: Lava

Ilość stron: 426

Data wydania: 15-09-2025

Moja ocena: 6/10

 

"Wilk wyjeżdża" Mirosława Tomaszewskiego to prequel wydanej wcześniej powieści "Powrót Wilka". Tytułowy Wilk, czyli Andrzej, mieszkaniec Trójmiasta, dołącza do grupy młodych ludzi remontujących jacht typu opal. Jest wśród nich jedyną osobą z patentem sternika, a wspólna praca staje się początkiem serii mniej lub bardziej udanych wspólnych inicjatyw.

Akcja toczy się w Polsce lat 80., a narracja prowadzona jest naprzemiennie przez członków załogi, ich rodziców oraz agenta SB śledzącego grupę. Magda, Anka i Dżimi, zbuntowani młodzi ludzie, próbują zmieniać świat na swoją miarę. Najpierw tworzą podziemną gazetkę „Załoga”, potem podejmują próby prowadzenia audycji radiowych, a nawet wejścia na antenę telewizji czy rozrzucania ulotek z wysokości. Żadne z tych działań nie okazuje się jednak szczególnie skuteczne: gazetka nie zdobywa popularności, a ich entuzjazm zderza się z brakiem doświadczenia i realiami systemu.

W tle rodzą się pierwsze miłości i zazdrości. Magda ma dwóch adoratorów, co budzi niepokój bogobojnej Anki. Ona sama woli muzykę klasyczną i grę na skrzypcach, podczas gdy Dżimi zachwyca się Hendrixem.

Tomaszewski bardzo dobrze oddaje klimat powojennej Polski: wszechobecne kombinatorstwo, nieufność i konieczność ukrywania prawdziwych zamiarów, bo nigdy nie wiadomo, kto okaże się tajnym współpracownikiem. Autor umiejętnie wplata też w fabułę ważne wydarzenia historyczne, takie jak zamach na Jana Pawła II, przyznanie Lechowi Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla czy wizyta Czesława Miłosza w Gdańsku.

Załoga Wilka mimo ogromnego zapału nie ma większych umiejętności, przez co ich plany raz po raz spalają na panewce. Nawet SB traktuje ich działania z pewną pobłażliwością, choć pilnie gromadzi informacje. Wszystko prowadzi do kulminacyjnego momentu, jakim jest tytułowy wyjazd Wilka.

Doceniam szczegółowe odtworzenie realiów obyczajowych i politycznych PRL, jednak nie udało mi się emocjonalnie związać z bohaterami. Mam wrażenie, że ich losy przesiąknięte są rezygnacją, co zapewne oddaje ducha tamtych czasów. Urodziłam się w 1979 roku, więc wydarzenia z lat 1981–1986 pamiętam jedynie z perspektywy przedszkolaka; późniejsze kojarzę lepiej. Być może dlatego patrzyłam na tę młodzieżową buntowniczość z pewnym dystansem. Żadna z postaci nie zdobyła mojego serca, a moja imienniczka wręcz działała mi na nerwy.

Książkę polecam przede wszystkim osobom zainteresowanym realiami głębokiego PRL, jego atmosferą, codziennością i ograniczeniami tamtego systemu, a niekoniecznie szukającym mocnych wrażeń czy dynamicznej akcji.

Styl powieści wpisuje się w ramy współczesnej literatury pięknej, łącząc realistyczne oddanie epoki z naciskiem na opis psychologii bohaterów. Tomaszewski prowadzi narrację w trzeciej osobie, dzięki czemu może swobodnie ukazywać wydarzenia z perspektywy różnych postaci. Ten sposób opowiadania pozwala mu płynnie przechodzić między wątkami i odsłaniać przed czytelnikiem coraz to nowe warstwy motywacji i emocji.

Proza autora cechuje się dużą szczegółowością. Starannie opisuje zarówno przestrzeń, w której poruszają się bohaterowie, jak i ich wygląd oraz zachowania. Realistyczne detale tworzą gęsty, wiarygodny obraz rzeczywistości lat 80., wzmacniając poczucie zanurzenia w epoce. Język powieści bywa potoczny i mocno osadzony w kontekście kulturowym PRL, autor korzysta ze zwrotów charakterystycznych dla tamtych czasów i środowisk, co dodaje narracji autentyczności i naturalności.

Opisowość służy przede wszystkim budowaniu portretów psychologicznych. Tomaszewski nie ocenia swoich bohaterów wprost, lecz pozwala czytelnikowi samodzielnie odczytać ich słabości, ambicje, lęki i pragnienia. W tekście wyczuwalna jest również delikatna ironia, szczególnie w sposobie przedstawiania młodzieńczych zrywów czy artystycznych ambicji bohaterów.

Całość tworzy realistyczną, bogatą w detale narrację trzecioosobową, charakterystyczną dla współczesnej prozy literackiej skoncentrowanej na analizie środowiska i wnikliwym przedstawieniu postaci oraz ich miejsca w świecie.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



 

  

niedziela, 16 listopada 2025

Katarzyna Stachowicz "Neuronawyki. Jak dzięki neuroplastyczności zmienić swój mózg"

Tytuł: "Neuronawyki. Jak dzięki neuroplastyczności zmienić swój mózg"

Autor: Katarzyna Stachowicz

Wydawnictwo: Emocje Plus Minus

Ilość stron: 264

Data wydania: 15-10-2025

Moja ocena: 8/10

 

„Neuronawyki. Jak dzięki neuroplastyczności zmienić swój mózg” Katarzyny Stachowicz to nie tylko praktyczny poradnik o tym, jak kształtować nowe nawyki. To również przystępne wprowadzenie w podstawy funkcjonowania ludzkiego mózgu. Autorka wyjaśnia, jak powstają nowe ścieżki neuronalne i które części mózgu odpowiadają za konkretne procesy, lecz robi to z umiarem, w sposób zrozumiały dla każdego, bez nadmiaru specjalistycznego słownictwa.

Książka napisana jest lekkim, przystępnym językiem. Jeśli chcecie szybko sprawdzić, o czym jest dany rozdział, warto zacząć od zamieszczonych na końcu każdego z nich podsumowań, które świetnie porządkują wiedzę i pomagają ją zapamiętać. Gdy już je przejrzycie, zdecydowanie warto przeczytać całość.

Autorka przywołuje liczne badania naukowe, a jednocześnie pokazuje, jak zagadnienia związane z kreatywnością czy empatią odnajdziemy także w kulturze popularnej. Wspomina choćby o Stowarzyszeniu Umarłych Poetów, Buntowniku z wyboru czy o innowacyjnym podejściu pewnego zespołu rockowego, który wplótł w swoje utwory dźwięki tła (dziś możemy je porównać z popularnym ASMR).

Ważnym atutem książki są praktyczne ćwiczenia umieszczone w ramkach przy każdym rozdziale. To dzięki nim czytelnik może od razu zacząć wdrażać nowe nawyki, zgodne z tym, jak rzeczywiście funkcjonuje mózg.

Autorka pokazuje neuroplastyczność w działaniu: przytacza badania osób po udarach, które potrafiły kontrolować ruchy samą myślą, a także przykłady gier sterowanych aktywnością mózgu. To dowód, że zmiana jest możliwa przez całe życie. Nawyki powstają powoli, dlatego kluczem jest metoda małych kroków i systematyczność. Wystarczy jedna pompka po przebudzeniu albo minuta czytania dziennie. Te niewielkie działania z czasem „rozrastają się” w trwałe przyzwyczajenia. Najważniejsze to zacząć, a cele formułować realistycznie: zamiast „napiszę książkę”, lepiej „dziś zrobię szkic rozdziałów”. Takie podejście skutecznie zmniejsza prokrastynację.

Pomocne jest także tworzenie kontekstu wspierającego nowe nawyki - trzymanie potrzebnych rzeczy w zasięgu wzroku ułatwia ich regularne używanie. Sama trzymam przy łóżku stos książek do pilnej recenzji, więc od rana wiem, czym się zająć.

Mózg lubi małe, lecz częste zadania. Wspierają go: praktyki mindfulness, medytacja (wystarczy 10 minut dziennie),ruch i aktywność fizyczna, zdrowa dieta bogata w składniki wspierające produkcję dopaminy, joga, tai chi, łamigłówki (ostatnio uzależniłam się od krzyżówek na telefonie ) oraz nieprzewidywalna muzyka. Jedno z ćwiczeń polega na stworzeniu playlisty z utworów pochodzących z różnych epok; dzięki temu zaskoczony mózg rozwija kreatywność. Autorka podkreśla również znaczenie odpoczynku, snu i relacji społecznych.

Ciekawym wątkiem jest współpraca dwóch sieci mózgowych: trybu domyślnego, który odpowiada za wędrujące myśli, oraz sieci kontroli wykonawczej, odpowiedzialnej za zadania. Rutyna i kreatywność wcale się nie wykluczają, wręcz przeciwnie, uzupełniają się. Wielcy twórcy najpierw pozwalali sobie na swobodne pomysły, a dopiero potem sprawdzali je w praktyce. Autorka przypomina też, że jesteśmy istotami społecznymi, a brak kontaktów prowadzi do zaniku niektórych połączeń neuronalnych. Wspólne cele i dobre relacje sprzyjają tworzeniu pozytywnych nawyków, podobnie jak kształtowanie optymistycznego myślenia i na to również znajdziemy w książce konkretne ćwiczenia.

Zaskakujące jest także to, jak duży wpływ na mózg ma medytacja i szeroko rozumiana duchowość. Osoby rozwijające tę sferę mają mniejszą skłonność do depresji. Autorka zwraca uwagę, że środowisko, w którym budujemy nawyki, musi być dopasowane do naszej osobowości: inne strategie sprawdzą się u introwertyków, inne u ekstrawertyków, choć każdy z nas potrzebuje kontaktów społecznych.

To cenna książka dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z neuroplastycznością i chcą wiedzieć, jak skutecznie się uczyć oraz zmieniać swoje codzienne przyzwyczajenia. Przystępna, praktyczna i inspirująca.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



  

Lawrence Osborne "Legenda o drobnym karciarzu"

Tytuł: "Legenda o drobnym karciarzu"

Autor: Lawrence Osborne

Wydawnictwo: Replika

Ilość stron: 304

Data wydania: 21-10-2025

Moja ocena: 8/10

 

Sięgając po książkę "Ballada o drobnym karciarzu" spodziewałam się fascynującej przygody w świecie wielkich pieniędzy. I faktycznie, w pewnym sensie dokładnie to dostałam. Autor z dużą dbałością o szczegóły oddaje atmosferę Makau jako miejsca pełnego przepychu ekskluzywnych kasyn, w których nasz bohater, znany jako Lord Doyle, najczęściej traci pieniądze.

Wszystko zmienia się, gdy z tarapatów ratuje go kobieta, z którą wcześniej spędził noc: Dao-Ming Tang. Nie spodziewał się, że jeszcze ją zobaczy, a jednak jej powrót staje się punktem zwrotnym. Choć pojawia się bezpośrednio zaledwie kilka razy, to wspomnienie o niej unosi się nad całą historią jak obraz bogini fortuny, której Chińczycy skłonni są przypisać dobrą passę Doyle'a.

Czytałam o oczekiwaniu kiedy los ponownie się odmieni i nasz bohater skończy na dnie, być może ścigany przez tongi.

Doyle gra ryzykownie, z każdą kolejną rundą obstawiając coraz wyższe kwoty, a przecież fortuna w grach losowych musi prędzej czy później zawieść. On jednak snuje własne teorie: wierzy w moc podświadomości, która ma prowadzić go właściwą drogą. Osborne ciekawie zestawia ten zachodni sposób myślenia, oparty na logice i ciągu przyczynowo-skutkowym z podejściem wschodnim, w którym jednoczesność zdarzeń nie jest zbiegiem okoliczności, lecz znakiem niewidocznego dla nas związku pomiędzy nimi

Postaci pojawiające się na drodze Doyle’a reprezentują różne filozofie dotyczące fortuny i hazardu. Dao-Ming już na początku mówi mu, że „jest chory”, choć on tego jeszcze nie widzi. Później jej słowa nabierają sensu: Doyle wchodzi w stan przypominający gorączkę, a jednocześnie staje się dziwnie spokojny, jakby możliwość wygranej i przegranej niosła mu takie samo ukojenie. Twierdzi wręcz, że lubi przegrywać. Ktoś inny tłumaczy mu, że pieniądze mogą spływać do rozrzutnych, jeśli tylko podporządkują się prawom przypadku, jakby sednem bogactwa była pokora wobec losu.

Osborne tworzy portret człowieka uzależnionego od kaprysów fortuny, który usprawiedliwia swoje wybory filozoficznymi teoriami. Zabawnie kontrastuje to z faktem, że Doyle jest synem człowieka uważającego niewinną grę w bingo za dzieło diabła. Może właśnie dlatego Doyle tak lubi ryzyko, że nie chciał powielać obrazu ojca, żyjącego bezpiecznie i bezbarwnie i pragnął choć na chwilę zasmakować luksusu.

Oprócz barwnych opisów Makau, chińskich zwyczajów oraz kasyn z nadskakującą graczom obsługą, uwagę przyciągają także opisy jedzenia egzotycznych potraw, od których aż cieknie ślinka. Książka budzi wyobraźnię, ukazując świat, gdzie przypadek wydaje się rządzić wszystkim, a ludziom pozostaje tylko zgadywać, czy stoją za tym bogowie, los, czy zwykła iluzja szczęścia.

To powieść mocno opisowa, co nie każdemu może przypaść do gustu, ale według mnie właśnie bogactwo opisów pozwala w pełni zanurzyć się w jej atmosferze. A dla osób, które wolą obrazy od słów, pozostaje ekranizacja dostępna na Netflixie.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko



 

Elżbieta Marczuk "Rezydencja Konstancin"

Tytuł: "Rezydencja Konstancin"

Autor: Elżbieta Marczuk

Wydawnictwo: Znak JednymSłowem

Ilość stron: 352

Data wydania: 23-04-2025

Moja ocena: 7/10

 

"Rezydencja Konstancin" to historia tragedii dwóch chłopaków opowiedziana oczami ich matek, mieszkanek konstancińskich willi. Alicja odbiera telefon od syna Jędrka, który zaczyna rozmowę słowami: „Mamo, zrobiłem coś strasznego”. W tym samym czasie Anna Klara dowiaduje się od policji o śmierci swojego syna, Filipa

Od tej chwili akcja toczy się dwutorowo. Poznajemy wydarzenia z perspektywy obu kobiet - matki sprawcy i matki ofiary - poprzez ich wspomnienia, emocje i refleksje. Ich synowie przyjaźnili się przez wiele lat, a mimo to doszło do tragedii. Z czasem odkrywamy, że Filip, choć był ofiarą, wcale nie był postacią bez skazy. To „bananowe dziecko”, pełne pogardy wobec świata, o destrukcyjnych pomysłach. Nawet jego matka czuła przed nim lęk.

Anna Klara prowadzi galerię sztuki, dba o prestiż i pozory idealnego życia. Alicja dorobiła się dzięki własnej pracy. Jest projektantką domów i z powodzeniem realizuje swoje ambicje. Mimo to, od początku budziła niechęć Anny Klary, która uznała jej dystans za wyraz pogardy wobec miejscowej elity.

Kiedy małżeństwo Alicji się rozpada, a przebywający w areszcie Jędrek odmawia kontaktu z matką, kobieta wyjeżdża, by odzyskać spokój. Tymczasem pogrążona w żalu i zazdrości Anna Klara wynajmuje detektywa, by odnaleźć Alicję i zniszczyć jej pozorny spokój. Nie może pogodzić się z tym, że syn Alicji wciąż żyje, choć za kratkami. Nie wie jednak, jak bardzo się myli, bo samotna Alicja pogrąża się w depresji.

W tle pojawia się także Tania z Ukrainy, pracująca jako służąca w konstancińskich domach, oraz jej córka Olenka, studentka prawa. Postać Tani spaja oba wątki, bo zna ona obie kobiety. Jej sposób zwracania się do pracodawców jako do „państwa” brzmi archaicznie, ale może oddaje realia domów bogaczy, w których służba wciąż pozostaje niewidzialna, choć to właśnie ona widzi i wie najwięcej.

Choć książka osnuta jest wokół morderstwa, narracja jest spokojna i refleksyjna. Autorka skupia się na psychice matek i życiu codziennym ich rodzin, a nie na policyjnym śledztwie. Zakończenie zaskakuje, odsłaniając prawdę o tym, jak doszło do tragedii.

„Rezydencja Konstancin” to powieść bardziej dla miłośników psychologicznych portretów i emocjonalnych rozterek niż dla fanów klasycznych kryminałów. To historia o żałobie, winie i niszczącej nienawiści.

Elżbieta Marczuk pokazuje, że granica między ofiarą a sprawcą bywa cienka, a winę i żal można odczuwać po obu stronach tragedii.


Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas

https://linktr.ee/annadyczko_mczas

https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212

https://www.instagram.com/annadyczko_mczas

https://www.wattpad.com/user/AnnaDyczko

https://www.tiktok.com/@anna_dyczko