sobota, 6 lipca 2019

„Wiek cudów” Karen Thompson Walker



Lubię książki o końcu świata, pełne magii i nieznanych stworzeń, pseudonaukowe science fiction. To, co nieznane, pociąga najbardziej.
Po do bólu prawdziwej i przejmującej smutkiem książce Jakuba Małeckiego „Nikt nie idzie” sięgnęłam po pozycję, która miała być lżejsza.
Zastanawialiście się kiedyś co by było gdyby czas zwolnił? W dzisiejszym zagonionym świecie wiecznie narzekamy na jego brak. Co by się stało, gdyby ziemia zwolniła swe obroty?...
Początek był prawie niezauważalny. Na rok przed zmianą z nieznanego powodu wyginęły pszczoły. Potem czas zaczął się rozciągać. Pierwsze dni były dłuższe niż przewidywano zaledwie o kilka minut. Jednak to wystarczyło, aby zaburzyć grawitację. Zaczęły masowo umierać ptaki. Spadały z nieba na ulice jak deszcz. Nadmiernie rozpleniły się owady, pozbawione naturalnych wrogów.
Ziemia mocniej przyciągała ciała. Sportowcy nie byli w stanie prawidłowo grać. Rzucone przedmioty uderzały mocniej. Niektórzy ludzie zaczęli cierpieć na „chorobę grawitacyjną”. Wstrzymano starty samolotów a grupka astronautów utknęła na stacji kosmicznej.
Czas nadal się rozciągał…
Rozkłady jazdy pociągów ustalano na bieżąco.
Rządy ogłosiły czasem obowiązującym ten zegarowy.
Społeczeństwo podzieliło się na zwolenników znanego od wieków „czasu zegarowego” i nowego „czasu prawdziwego”, wyznaczanego przez wschody i zachody słońca, następujące teraz o całkiem innych porach. Trudno było się dostosować. Zaburzony został rytm dobowy.
„W ciągu kilku pierwszych tygodni czasu zegarowego sprzedaż leków nasennych gwałtownie wzrosła. (…) Sprzedaż alkoholu i papierosów także wzrosła. (…) wprowadzenie czasu zegarowego oznaczało początek doskonałego okresu dla sprzedawców narkotyków. Miejskie wydziały policji donosiły o gwałtownym wzroście cen wszystkiego, co jest w stanie zwalić człowieka z  nóg.”
„Prawdziwoczasowcy” porzucali miasta i tworzyli własne, niezależne kolonie, gdzie mogli żyć po swojemu. Niektórzy porzucali czas zegarowy ze względów religijnych. Nie brakowało też fanatyków różnego rodzaju.
Pojawiło się pytanie o tempo starzenia: czy organizmy zwolenników „czasu prawdziwego” zareagują inaczej? Według jakiego czasu będzie odsiadywał karę przestępca?
Klimat oszalał, temperatury osiągały ekstrema: „Za każdym razem, gdy pojawiło się słońce, prażyło dłużej. Dżdżownice skwierczały na werandach. Stokrotki więdły na rabatach.” Z kolei „w ciągu dwudziestogodzinnej nocy powietrze robiło się zimne jak woda na dnie jeziora.”
Zamarzały owoce w sadach, tworzono specjalne biosfery, w których mogły przetrwać najważniejsze zboża. Naukowcy nie byli w stanie przewidzieć długoterminowych skutków spowolnienia.
„Wykryto zmiany w prądach oceanów. Lodowce topniały szybciej niż dotychczas.” Zmieniły się pływy morskie. Ocean zalał posiadłości gwiazd, leżące tuż nad wybrzeżem.
Długie dni miały negatywny wpływ na ludzką psychikę, „nieustanne światło słoneczne doprowadzało niektórych ludzi do szaleństwa.” Po ulicach snuli się somnambulicy, zwiększyła się liczba samobójstw, ludzie stali się bardziej impulsywni i skłonni do nieprzemyślanych działań. W tym szalonym świecie niektórzy wciąż ozdabiali w święta choinkę i świętowali Sylwestra… w środku dnia.
Noce i dnie wciąż się wydłużały. W Kalifornii spadł śnieg. Zorza polarna była widziana ze środka kontynentu. Nastąpiła seria trzęsień ziemi. W końcu pojawiły się niebezpieczne burze słoneczne, zabójcze promieniowanie.
Historia opowiedziana jest z punktu widzenia nastoletniej dziewczynki, która przeżywa pierwszą miłość, pierwsze rozczarowania i rozstania. 
Podobał mi się styl autorki, miejscami bardzo poetycki. Ładnie się kończył ten świat. Być może zostaną po nim tylko słowa odciśnięte na chodniku przez parę nastolatków: "Byliśmy tu"...


1 komentarz: