Dawno nie czytałam żadnej powieści science-fiction. Zainteresowała mnie ta pozycja, gdyż szukałam jakiegoś oderwania od typowej literatury kobiecej. Pomimo, iż lubię obyczajówki, ostatnio miałam ich nadmiar. Płodozmian w lekturach dobrze robi na głowę.
Przyznam, że trochę obawiałam się tej książki. Inni czytelnicy w swoich recenzjach wspominali o licznych opisach technicznych i obawiałam się, że nie pojmę zamysłu autora. Ku mojemu zaskoczeniu ten zbiór opowiadań od początku czytało mi się lekko i przyjemnie. Nie potrzeba tu wielkiej znajomości praw fizyki kwantowej. Pewne elementy historii odkrywane są stopniowo, trzeba się domyślać początków zdarzeń i roli poszczególnych postaci. Kim są debrisowcy, sokiści i ardabakui?
Podoba mi się poczucie humoru Witolda Dworakowskiego oraz liczne odniesienia do znanych wszystkim Gwiezdnych Wojen czy Matrix'a.
Ta powieść zdecydowanie pozwoliła mi oderwać się od ziemi i przyjąć inną perspektywę. Podróże międzygwiezdne same w sobie są fascynujące a pomiędzy nimi nie brakowało naszym bohaterom licznych przygód. Z niektórych cudem uchodzili z życiem, pomimo tego nie opuszczał ich dowcip.
Dopóki nie spotkali "Pani czterdziestu żywiołów". Pościgi, ucieczki, starcie ze zdziczałą sztuczną inteligencją, ostrzał z dział laserowych... z tego nikt nie wyszedłby cało i zdrowo. Lecz nowoczesna technika sprawia, że umysł może działać niezależnie od ciała. Pamiętacie "Obcego"?
"... co będzie dalej? No cóż. Wystarczy zajrzeć za horyzont."
Polecam miłośnikom science-fiction oraz czytelnikom poszukującym lekkiej, zabawnej lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz