sobota, 16 maja 2020

"Nasze małe kłamstwa" Sue Watson

Tytuł: "Nasze małe kłamstwa"
Autor: Sue Watson
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 432
Rok wydania: 2019
Book tour: @beztroskadomatorka

Opis z okładki:
"Życie Marianne jest idealne. Jest żoną przystojnego chirurga, matką trojga wspaniałych dzieci, ma piękny dom w najlepszej dzielnicy. Nie musi nic robić. Ma tylko opiekować się swoją rodziną.
Pewnego dnia na jej idealnym życiu pojawia się rysa. Dotąd Marianne sądziła, że doskonale rozumie swoje małżeństwo, ale prawda ma wiele twarzy.
Im więcej Marianne odkrywa, tym częściej zadaje sobie pytanie, czy może sobie ufać, czy jednak powinna zacząć się bać?"   

Recenzja:
Książka "Nasze małe kłamstwa" trafiła do mnie przez book tour zorganizowany na Instagramie przez @beztroskadomatorka. 

"Spójrzcie na moje życie.
Mam piękny dom i wspaniałą rodzinę.
A jednak muszę udawać. 
Ukrywać się za welonem 
naszych małych kłamstw."

Główna bohaterka książki, Marianne Wilson, zdaje się z początku osobą przewrażliwioną na punkcie swojej rodziny. Za wszelką cenę pragnie ich dobra, nawet jeśli miałaby zrezygnować w tym celu dosłownie z wszystkiego, co ją definiuje. Jej postać nie budzi sympatii. Jest irytująca w tym swoim dążeniu do perfekcji. Dopiero z czasem wychodzą na jaw te małe kłamstwa, które określają jej związek z przystojnym Simonem.

Zanim poznała męża Marianne robiła karierę w branży mody. W związku z nim z barwnego motyla zmieniła się w szarą myszkę, całkowicie zdominowaną przez władczego despotę. Widać, że kobieta cierpi, lecz trzyma się uparcie chorej relacji ze względu na dzieci. Poza tym głupio i naiwnie kocha Simona.

"Trzymanie go u boku, pilnowanie bezpieczeństwa naszej rodziny to syzyfowa praca. Oczywiście to nie wina Simona, że codziennie natyka się na pokusy - kobiety zawsze padały mu do stóp. Jest przystojny, inteligentny, dowcipny i czarujący. Potrafi sprawić, że kobieta czuje się przy nim jak bogini. Wiem, jak to jest, bo kiedyś ja też tak się czułam.Nawet teraz, mimo tego, co się wcześniej zdarzyło, oddałabym wszystko, żeby znów to poczuć. Po tym, co przeszliśmy, po wszystkich potwornościach, jakie padły z naszych ust, wystarczy jedna pieszczota, jedna noc, abym z powrotem poczuła się jak w dniu ślubu, skryta za welonem przed wszystkimi naszymi kłamstwami."

Jakby tego było mało, dowiadujemy się, że małżeństwo Wilsonów skrywa niejednego trupa w szafie a biedna Marianne staje na głowie, by dorównać rzekomym niezrównanym talentom swojej poprzedniczki.

"Nicole ma teraz anielskie skrzydła, podczas gdy ja jestem nadal zwykłą śmiertelniczką ze wszystkimi przywarami, o czym Simon często i nader gorliwie mi przypomina."

Z odmalowanego przez nią samą portretu Marianne wyłania się obraz uciemiężonej niezaradnej żony, w pełni zależnej od męża. Lecz czy jest to prawdą? Z góry zakładamy, że postać głównej bohaterki jest w istocie dobra, choć skrzywdzona. Wychodzimy z założenia, że jest zdrowa psychicznie i tylko użala się nad sobą. Rzeczywistość może być zgoła odmienna.

Według mnie nie ma tu jasnego podziału na dręczyciela i ofiarę. Oboje państwo Wilson są siebie warci a najbardziej w wytworzonej przez nich atmosferze cierpią dzieci.

"Oboje stoimy tu, w naszym pięknym grobowcu, pogrzebani żywcem pod gruzami zdrady i obwiniania się. Simon nie może na mnie patrzeć. Nie jest w stanie zmusić się do spojrzenia mi w oczy."

W ten dramat zaangażowanych jest jednak więcej osób. Napięcie stopniowo narasta i cierpliwie czekamy na wybuch.To, do czego doszło, jest tylko częściowo zaskakujące. Od początku spodziewałam się, że ktoś tu ucierpi, nie tylko psychicznie.

"Rzuciła się na mnie, krzyczała, żebym się wynosiła, popychała mnie, a ja wyciągnęłam nóż, żeby ją powstrzymać..."

Jak pisze autorka w końcowym liście "jeżeli musielibyście walczyć o wszystko, co kochacie, jak daleko byście się posunęli?"

"Oglądamy wiadomości, przerażone i jednocześnie zafascynowane. Zupełnie jakby ciało, które sanitariusze wnoszą do karetki, należało do kogoś nam nieznanego. Ale to... to jest dobrze znana nam osoba."

Lubię thrillery, w których pozornie nic się nie dzieje, lecz kiedy przyjrzeć się ideałowi z bliska, fasada pęka i stopniowo zaczynam dostrzegać więcej. Sue Watson umiejętnie stopniuje napięcie, zdradzając po kawałku sekrety z przeszłości swoich bohaterów. To rewelacyjna książka, trzeba tylko dać jej czas, bo początek może wydawać się nudny.

Dziękuję Marcelinie za możliwość udziału w book tour z tą powieścią. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz