wtorek, 9 czerwca 2020

"Zbrodnia po irlandzku" Aleksandra Rumin

Tytuł: "Zbrodnia po irlandzku"
Autor: Aleksandra Rumin
Wydawnictwo: Initium
Ilość stron: 304
Rok wydania: 2019

Opis z okładki:
"Egzotyczne wycieczki to niebezpieczne hobby. Co roku kilkuset spragnionych wrażeń Polaków ginie podczas wakacyjnych wojaży. Dlatego nikogo nie dziwi, że nieszczęścia dotykają również uczestników wyprawy do Irlandii z biurem podróży "Hej Wakacje". Nikogo poza pilotem wycieczki, którego męczy przeczucie, że coś tu nie gra. Tomasz Waciak nie ma jednak czasu na dochodzenia, bo musi się użerać z irlandzką pogodą, roszczeniową starszą panią, ciągłymi zmianami programu, zatruciami pokarmowymi i nieprzepartą ochotą, żeby strzelić sobie drinka. Albo trzy."

Recenzja:
Rudolf Stanisławski, właściciel biura turystycznego o dźwięcznej nazwie "Hej Wakacje!" postanawia wprowadzić do oferty nowość: wyjazdy do Irlandii. Ponieważ większość uczestników zagranicznych wojaży marzy raczej o słonecznej aurze i ciężko skusić kogoś na wyjazd do krainy deszczowców, mężczyzna postanawia ogłosić konkurs.
Laureaci trafiają na trasę "Szmaragdowej przygody" i wtedy się zaczyna. Czytając miałam wrażenie, że naszych rodaków ściga pech, niemal jak w filmowej serii "Oszukać przeznaczenie". Ciągłe wypadki, upadki, zatrucia są na porządku dziennym. W tle przewijają się polscy wandale i szaleńcy, do jakichkolwiek powiązań z którymi na wszelki wypadek lepiej się nie przyznawać.

"Ataki padaczki i paniki, udary, śpiączki, halucynacje.. Czasami się zastanawiam, czy na pilotów wycieczek nie powinni brać wyłącznie dyplomowanych ratowników medycznych.
- Chyba trochę przesadzasz! - Alan się zaśmiał, ale szybko zmienił ton na poważny. - Zgony uczestników należą do rzadkości...
- Zdziwiłbyś się. To nie jest mój pierwszy nieboszczyk a przecież nie zajmuję się niebezpiecznymi kierunkami. W każdym sezonie do biura napływają informację o utonięciach, uduszeniach, zadławieniach, potrąceniach, upadkach z dużej wysokości, zatruciach, pogryzieniach, ukąszeniach, infekcjach i zakażeniach, no i pożarciach przez dzikie zwierzęta.
- Pożarciach?!
- No wiesz, typowe historie w rodzaju: "bo on tylko chciał sobie zrobić zdjęcie z lwem" albo "aligator wyglądał tak przyjaźnie"."

Również wśród uczestników wakacyjnych wyjazdów trafiają się różne indywidua:

"Byli wśród nich pospolici złodzieje, mafijni bossowie, ekshibicjoniści, malwersanci, przemytnicy, podpalacze, włamywacze, handlarze narkotyków, szantażyści, porywacze, fałszerze, oszuści, kłusownicy, a nawet kilka osób podejrzanych o terroryzm. Z uczestnikami jest jak z wielkim pudełkiem czekoladek: nigdy nie wiesz, na co trafisz! A możliwości sprawdzenia delikwenta przed wyjazdem? Właściwie zerowe. Zresztą komu by się chciało to robić? I po co? Gdyby wyeliminować przestępców, nie miałby kto jeździć na zagraniczne wycieczki i biurom podróży groziłaby upadłość. Kogo stać na safari w Tanzanii za piętnaście tysięcy od łebka? Przecież nie pracowników budżetówki czy emerytów..."

Wśród barwnego towarzystwa na pierwszy plan wysuwa się niezrównana Baronowa Raszpla, której zagrania i odzywki przypominały mi trochę panią Zofię, znaną z cyklu powieści Jacka Galińskiego.

Wisienką na torcie okazał się pilot alkoholik, któremu przypadł w udziale wyjazd do krainy pubów, do kraju słynącego z dobrych browarów i destylarni whisky... czy wygra z pragnieniem w obliczu tylu stresujących sytuacji?
 
Niebywałe przygody uczestników wycieczki z pilotem i kierowcą na czele śmieszą do łez. Ta książka każdemu poprawi humor. To druga komedia kryminalna Aleksandry Rumin, którą miałam okazję przeczytać. Wszelkie utwory tej autorki biorę w ciemno. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz