Tytuł:
Cykl: Southern Reach, tom 3
Autor:
Wydawnictwo: Znak Jednym Słowem
Ilość stron: 304
Data wydania: 13-08-2025
Moja ocena: 10/10
Lektura tej książki jest jak
wędrówka przez sen, z którego nie sposób się wybudzić. Fascynująca, ale i
wymagająca, zmusza, by porzucić logikę i oddać się strumieniowi wizji,
podszeptów i nieuchwytnych znaczeń. Southern Reach wysyłało swoje wyprawy w
głąb tajemniczego terroir, ale teraz wydaje się, że to Strefa X wyruszyła na
ekspedycję: na spotkanie ludzkich granic poznania.
To nie była jedenasta wyprawa.
Ani dwunasta. Stos dzienników znalezionych w latarni morskiej mówi więcej niż
wszystkie raporty agencji. Kolejne „jedenaste” ekspedycje, kolejne próby
zakamuflowania prawdy. Ilu ich już było? Ilu wróciło? Ilu wróciło naprawdę?
Ochotnicy, którzy zgłaszali się
do programu, wierzyli, że wiedzą, na co się piszą. A może tylko tak im się
wydawało? Southern Reach nazywało to „identyfikacją, indoktrynacją,
wzmocnieniem i rozlokowaniem”, ale w samej Strefie proces ten ma zupełnie inne imię:
„objawienie, zarażenie, przytłoczenie i opętanie”.
Strefa X jest jak byt spoza
świata. Nie daje się zrozumieć. Jej obrazy majaczą na granicy percepcji.
Rozsadza umysły, przesyła wizje z innych czasów, z innych miejsc. A gdy się
rozszerza, wraz z nią rozlewa się szaleństwo.
Przybysze muszą zaufać sobie
nawzajem: nie tylko po to, by przeżyć, ale by ktoś drugi potwierdził, że
rzeczywistość, której doświadczają, jeszcze istnieje. Bo Strefa zmienia
każdego, kto odważy się do niej wejść. Ci, którzy wracają, przynoszą w sobie
coś obcego: chorobę, ślady innego życia, pytanie, czy nadal są sobą, czy może
są już tylko kopią stworzoną przez Strefę: odbiciem w jej nieprzeniknionym
organizmie.
„Afirmacja” pozwala zajrzeć w
kilka punktów tej rozbitej rzeczywistości. Są uczestnicy obecnej ekspedycji,
którzy znaleźli się w Strefie wbrew własnej woli. Jest dyrektorka, której
historię narrator opowiada wprost, jakby mówił do niej z głębi pamięci. I jest
on: latarnik Saul, człowiek, od którego wszystko się zaczęło. Dotknął czegoś,
co zamigotało na granicy wzroku, i nie zniknęło, ale zostało w nim. Początkowo
tylko gorączką, którą zlekceważono, ale potem… w barze, gdy coś z niego się
wydostało, świat zmienił się nieodwracalnie.
W tej części Ptasi Duch i
Kontroler, dawni przeciwnicy, stają ramię w ramię wobec czegoś, co jest większe
od nich obojga. Strefa nie daje wytchnienia. Wciąga, przenika, pochłania.
Sądziłam, że tym razem autor
zdradzi sekrety Strefy X. Że odsłoni choć fragment prawdy. A jednak nie:
odpowiedzi nadal wymykają się jak piasek przesypujący się między palcami. Ale
to piękno tej książki: VanderMeer pisze językiem, w którym każdy detal ma wagę,
każde słowo jest tropem, który może prowadzić wszędzie albo donikąd.
Cieszy mnie powrót do samej
Strefy, do tego miejsca spaczonego nieludzkim pierwiastkiem, może boskim, który
przekazał latarnikowi pierwsze, nawiedzające go słowa. Te same, które później
Pełzacz wypisywał na ścianach wieży - tunelu - „anomalii topograficznej”.
„Afirmacja” jest jak dziwny sen. Są momenty olśnień, gdy w ułamku sekundy czujemy, że wiemy, czym jest Strefa, dlaczego jest, po co przyszła. Jak zrozumienie nocnych majaków pojawiające się na granicy snu i jawy. A potem ten sens znika, ulatuje, zostawiając nas w mroku domysłów. Może ostatni tom wreszcie pozwoli zatrzymać tę myśl na dłużej. A może nie.
Tekst i zdjęcie: Anna Dyczko, Międzyczas
https://linktr.ee/annadyczko_mczas
https://www.facebook.com/M-czas-103770337714212
https://www.instagram.com/annadyczko_mczas
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz